Łaska utracona

Do czego jesteśmy zdolni, by pomóc kochanej osobie? Ile jesteśmy w stanie poświęcić? Ile prac wykonać? Ile cierpienia znieść? Czasem wydaje nam się, że coś jest niemożliwe, a w chwilach prawdziwego zagrożenia nie odpuszczamy, walczymy. Staramy się dokończyć to, co zaczęliśmy, a czego nie bylibyśmy w stanie, gdyby nie chwila zagrożenia, gdyby nie moment ostateczny. Więc może tak naprawdę wcale nie wiemy, do czego jesteśmy zdolni, może sami możemy się jeszcze zaskoczyć.

Jestem śmiercią lub życiem. Jestem ocaleniem lub zniszczeniem. Aniołem lub demonem.
(Dziedzictwo mroku)

Bohaterka drugiego tomu serii Dziedzictwo Mroku potrafiła poświęcić samą siebie, by uwolnić od klątwy swojego ukochanego. Grace uratowała Daniela przed klątwą wilkołactwa, jednak jednocześnie sama została nią zarażona. W jej przypadku choroba nie jest jeszcze rozwinięta, to dopiero jej początek, Wilk nie ma jeszcze władzy, by nią zawładnąć. Wraz ze swoim chłopakiem trenuje, by zawładnąć nad mocami, jednak kiedy w dość niejasnych okolicznościach Daniel oddala się od niej, wymyśla wymówki, ucieka od spotkań i treningów Grace spotyka kogoś innego. Talbot postanawia pomóc jej rozwinąć jej umiejętności. Grace w tajemnicy przed wszystkimi, w brew ich zakazom postanawia ćwiczyć, do czego motywuje ją telefon od jej brata, który uciekł z domu. Dziewczyna chce do odnaleźć i namówić do powrotu. Czy Grace będzie potrafiła zawładnąć Wilkiem, czy może to Wilk zawładnie nią?

Po „Łasce utraconej” Bree Despain oczekiwałam dość sporo. Ponad rok temu miałam okazję czytać pierwszy tom i pamiętałam, że niezwykle mi się wtedy spodobał. Mimo że na rynku była, jest i pewnie będzie masa książek o wilkołakach ja nie czytałam ich wiele. „Dziedzictwo mroku” przypadło mi do gustu i liczyłam, że i tak będzie z tym tomem. Jednak czy się nie przeliczyłam?

Nie będę tu pisała, że spodobała mi się równie mocno, bo było by to kłamstwo, a przynajmniej poważne niedopowiedzenie. Podczas lektury „Łaski utraconej” bawiłam się dobrze, czytałam ją niezwykle szybko, ale. Właśnie do tego musiałam dojść. Teraz nie wyczuwałam w niej żadnej niezwykłości, historia była naprawdę przyjemna, bohaterowie znośni, akcja jedynie momentami przewidywalna, ale jednak podobna sytuacja ma się z wieloma innymi pozycjami. Brakowało mi jakiegoś błysku, który wyczuwałam podczas poprzedniego spotkania z twórczością autorki. Tak więc wiecie już mniej więcej jakie sa moje odczucia, przybliżę Wam teraz dokładniej fabułę i bohaterów.

Akcja książki zaczyna się niepozornie, bo od treningu pomiędzy Grace, a Danielem, jednak właśnie w trakcie jego trwania dziewczyna odbiera telefon od brata. Właśnie ten moment jest kluczowy dla całej fabuły i to on odgrywa główną rolę w zdarzeniach. Grace obiera sobie cel znalezienia brata. Początkowo szuka go z Danielem, prosi o pomoc ojca, potem ze swoja przyjaciółką, następnie z nową postacią Talbotem. Mogłoby się to wydawać niezwykle nudne, jednak powieść nie kończy się na jednym wątku. Dochodzi tu również motyw dewastowania miasta przez tajemniczych, niewidzialnych sprawców oraz oczywiście jak w każdym PR również motyw miłosny i związane z nim zawirowania.

„Jeśli wpuścisz do serca złość, ona zniszczy twoją zdolność do kochania.”

Zacznę może właśnie od wspomnianego na końcu motywu. Niestety w tej kwestii zostałam dość mocno rozczarowana. Jak wiadomo w gatunku tym aspekt ten powinien być jednak dopracowany, a tu ten pomysł mnie zawiódł. Nie jego wykonanie, ale sam fakt, że taka sprawa zaistniała.  Dziewczyna w poprzednim tomie wiele poświęciła dla Daniela, ale teraz zaczęli się od siebie odsuwać. Najpierw uniki z jednej strony, potem z drugiej, aż chciałoby się zapytać, gdzie ta wielka miłość. Pojawił się natomiast wątek romantyczny z Talbotem. W powieści widać było, że chłopak oddziaływał na Grace, jednak ona starała się do ich związku nie dopuścić. Właśnie ten pomysł mi się nie spodobał, wprowadzenie trzeciej osoby. Nie rozumiem po co tworzyć takie rzeczy, jeśli pomiędzy bohaterami nie grają prawdziwie mocne uczucia. Nie za ciekawie to wszystko wyszło, moim zdaniem już samo odsunięcie od siebie Daniela, właściwie dwustronne było wystarczające, ale wprowadzenie nowej postaci... To już za wiele. Chociaż z drugiej strony, gdyby nie wprowadzić Talbota wydarzenia musiałyby przyjąć zupełnie inny obraz, a jeśli wyrzucić by sferę uczuć z ich relacji to wyszłoby to nienaturalnie. Czyli czepiam się czegoś, czego bez zmieniania książki nie dałoby się zmienić... No cóż.

Warto wspomnieć również o niecodziennych włamaniach, których dokonują jeszcze bardziej niecodzienni ludzie. Wątek ten oczywiście powiązany jest w pewnym stopniu z ucieczką jej brata i miejscem w jakim przebywa, choć całkowite odgadnięcia stopnia tego powiązania jest niezwykle trudne. Można powiedzieć, że te motywy są częścią kryminalną powieści, choć nie wybija się ono na pierwszy plan to jednak ma dość istotne znaczenia, bo sprawa powoli rusza ku zakończeniu. A skoro o nim mowa to wyszło ciekawiej niż się spodziewałam, może nie czułam pełnego zaskoczenia, ale sprawa z bratem Grace rozegrała się inaczej niż przewidywałam, co w sumie mnie cieszyło. Jednak nie tylko ta kwestia mnie zaskoczyła, całe zakończenie było niespodziewane i ciekawe, to właśnie ono w największej mierze zachęca do zapoznania się z ostatnim tomem trylogii. Rozpoczęty wątek można ciekawie rozwinąć.

Zbliżam się już ku końcowi, ale krótko wspomnę jeszcze o postaciach. Główna bohaterka była interesującą postacią, nie denerwowała mnie często, nie będę ukrywać, że nie zdarzały się takie momenty, ale były rzadkie. Po części rozumiałam jej motywy działania, ale pewne kwestie, które pomijała w moim odczuciu były oczywiste. Nie podobała mi się całkowicie sprawa z Talbotem, nie rozumiem jak ona mogła nie widzieć tego, co miało nastąpić potem. Co do reszty postaci, sądzę, że ciekawą kreacją wykazała się przyjaciółka Grace, jakoś tak miło ją wspominam. Talbot taki za bardzo przerysowany, przez to sztuczny. Rodzinka Grace była tłem, pojawiała się nieczęsto, ale też dawała się zapamiętać, nie zlewała się w niewyraźną plamę. Ostatnia postacią, o której wspomnę był Daniel. Wydawał mi się trochę przygaszony, nieobecny, jednak to w pewnym stopniu pasowało do wydarzeń, które się rozgrywały. Szkoda tylko, ze na początku również tak się stało. Trochę zabrakło mi w jego postaci charakteru, jakiejś ciemnej strony, autorka w tym tomie niesamowicie go ugrzeczniła, przez co różnił się od swojej pierwotnej wersji. Taka kserokopia, ale może mocniejsza odbitka wyjdzie w kolejnym tomie.

Na plus muszę uznać niesamowitą, niecodzienną i charakterystyczną okładkę. Dla mnie jedt ona niesamowita. Doskonale zgrywa się z poprzednią częścią, ma zachowany podobny schemat, prosta i w pewnym stopniu magiczna. Mnie urzekła.

Prawie dwa lata to długi okres czasu w zakresie czytelniczym, a przynajmniej moim. Pomiędzy pierwszą częścią serii, a jej kontynuacją zdążyłam zapoznać się z wieloma innymi pozycjami i teraz patrzę na serię trochę inaczej. Bree Despain stworzyła ciekawą książkę, jednak nie niezwykłą. Jestem pewna, że sięgnę po kontynuację, bo polubiłam bohaterów i chciałabym dowiedzieć się, jak zakończy się ich historia, ale nie będę do niej wracać, ani się nią zachwycać. Miło spędziłam czas, ale raczej była to jednorazowa podróż.

Ocena: dobra [4/6]

Autor: Bree Despair
Tom: II
Wydawnictwo: Galeria Książki
Ilość stron: 480
Cena: 39,90zł
Data przeczytania: 2014-04-19
Skąd: domowa biblioteczka

Seria Dziedzictwo mroku:
Dziedzictwo mroku  ---  Łaska utracona  ---  Podarunek śmierci 

Komentarze

  1. To nie dla mnie książka, odstrasza przede wszystkim ten wątek miłości, taki schemat chyba :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety troszkę tak jest, ale tylko w połowie. ;)

      Usuń
  2. Mnie też bardzo podobają się okładki. Choć jakoś treść mnie nie przekonuje, ale zobaczę.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Można spróbować wypożyczyć i sie przekonać. ;)

      Również pozdrawiam.

      Usuń
  3. Okładki faktycznie śliczne, ale treść średnio mi podchodzi.

    OdpowiedzUsuń
  4. Okładka jest piękna. Akurat teraz czytam książkę, która... sama się czyta, ale brakuje jej "tego czegoś". Chyba już nie mam ochoty na tak lekturę ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lepiej sobie odpiścić coś, czego nie chcę się czytać i wybrać ciekawsze pozycje. ;)

      Usuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  6. Okładki serii są fantastyczne, ale co do ksiazki musze jeszcze sie zastanowić ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ta seria mnie zbytnio nie zainteresowała. Nie dla mnie.

    OdpowiedzUsuń
  8. Trzeba przyznać, że okładki sa....ciekawe :)
    Ja po ksiażkę nie sięgnę, jakoś mnie nie zaciekawiła, a czytając twoja recenzję jasno zobaczyłam, że to nie mój klimat.

    OdpowiedzUsuń
  9. Własnie ze względu na okładki już jakiś czas temu zwróciłam uwagę na tą serię. Ale czy warto? Chyba nie do końca. Myślę, że ten schemat już mi się przejadł. Świetna, kompletna recenzja.

    OdpowiedzUsuń
  10. Czytałam pierwszy i drugi tom tej serii i muszę przyznać, że chociaż szału nie było to jednak podobało mi się, lecz nie na tyle, by koniecznie szukać trzeciej części tej serii.

    OdpowiedzUsuń
  11. Czytałam pierwszy tom i całkiem mi się podobał. Wtedy akurat miałam ochotę na coś lekkiego i po prostu przyjemnego i książka ta spełniła swoje zadanie. Muszę w końcu dorwać w swoje ręce kontynuację.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak to na pewno lekka lektura. ;) Szkoda jednak nie skończyć. ;)

      Usuń

Prześlij komentarz

Drogi czytelniku,
cieszę się, że pojawiłeś się na moim blogu. To już jest dla mnie wiele, ale jeśli masz ochotę pozostaw po sobie jeszcze komentarz. Każdy z nich sprawia mi ogromną przyjemność, bo wiem wtedy, że moje pisemne starania nie poszły na marne. Miłego czytania i komentowania.

Pozdrawiam,
Patrycja.

Wejścia

Popularne posty z tego bloga

Cesarz cierni

Drama Time: We Best Love No. 1 For You (recenzja)

Drama time: Penthouse sezon I (recenzja)