Recenzja: "Pralnia Serc Marigold" - Jungeun Yun

Z pogranicza magii i rzeczywistości


Była raz sobie dziewczynka, żyła sobie szczęśliwie z rodzicami, aż pewnego dnia podsłuchała jak mama z tatą rozmawiają o tym, że otrzymała dwa dary. W świecie, którym żyła dziewczynka każdy mógł mieć tylko jeden, więc martwiła się przeogromnie. Niestety z tego powodu zniknęli jej rodzice. Dziewczynka została sama. Przez wieki próbowała odnaleźć rodziców aż wylądowała w odległym świecie, gdzie otworzyła niezwykłą pralnię. 

Pralnia. Miejsce które kojarzy się z czystością, zmywaniem zabrudzeniem, oczyszczeniem. Ten metaforyczny aspekt wykorzystała w swojej powieści "Pralnia Serc Marigold" Jungeon Yun. Jest to pierwsza z powieści, które nadrabiam do targów książki w maju. Przyznam się, że autorzy koreańscy mają swój styl, wciąż nie wiem, czy jestem jego fanką. 

Pralnia wydaje mi się powieścią z półki realizmu magicznego. Sama główna bohaterka jest czarodziejką, ale nie w takim zwykłym tego słowa znaczeniu, nie czaruje, a ma dar pomocy ludziom i usuwania ich nieprzyjemnych wspomnień. Ludzie, którzy ją odwiedzają są realni, mają życiowe problemy, z którymi często borykają się dłuższy czas. Jednym z tematów powieści jest radzenie sobie z samotnością i stratą najbliższych. Główna bohaterka swoją żałobę przeżywała wiekami, ale łatwo można dostrzec stworzoną przez pisarkę przenośnię. 

Mimo krótkiej formy powieść nie urzekła mnie tak jak się spodziewałam. Jak pisałam wcześniej, była pierwszą z listy do autorów na targach książki, stąd miałam, co do niej chyba za duże oczekiwania. Powinnam mierzyć powieści inaczej, z czystą kartką. Nie żałuję jednak tej lektury, to było coś innego. 

Komentarze

Wejścia

Popularne posty z tego bloga

Ostatnia spowiedź

Uczucia silniejsze niż "Duma i Uprzedzenie" serial BBC z 1995

Stosik #31