Wyścig
Mieszanka wybuchowa
Zwykle bardzo podobają mi się mieszanki gatunkowe, stylistyczne w powieściach. Lubię wykorzystanie znanych motywów na nowo, całkiem inaczej. To jest oryginalne, nowe, świeże, nawet jeśli już gdzieś znane. Twórcy non stop powielają swoje pomysły, trzeba to jednak umiejętnie przekazać, stworzyć poza tym coś, co zachęci do dalszej lektury... Ale co ja się będę rozwodzić, sami doskonale to wiecie!
Jenny Martin w swojej powieści Wyścig wykorzystała znane już motywy, które wydawnictwo określiło jako powieść dla fanów Gwiezdnych wojen, czy Szybkich i Wściekłych. Oba tytuły znam ogólnikowo, ale doceniam ich wkład w kulturę i oglądam z lekkością. Właśnie dla tego po powieść autorki sięgnęłam z ciekawością i wieloma pozytywnymi myślami.
Pheobe uwielbia się ścigać, ma to we krwi. Do tej pory ścigała się nielegalnie i była w tym naprawdę dobra, teraz jednak została zwerbowana, by pokazać swoje umiejętności na prawdziwej arenie, tam gdzie ścigał się jej ojciec, zanim ją porzucił i zniknął. Jako marionetka korporacji musi wykonywać wszystkie polecenia. Szybko jednak dowiaduje się wiele o swojej przeszłości, o tym kim jest, kim jest jej rodzina i jaka jest jej rola w politycznym skandalu...
Niestety już od pierwszych stron wiedziałam, że to nie jest to, czego się spodziewałam. Za mało było odniesień do wyścigów, a także życia w kosmosie, trudno było mi sobie wyobrazić cały ten klimat. Na szczęście to zmieniało się w trakcie lektury, coraz więcej szczegółów, co do miejsca akcji, sytuacji politycznej ukazywała autorka.
Cała powieść, mnie osobiście, wciąż przywodziła na myśl Igrzyska Śmierci, a właściwie drugi tom książki. Tutaj główna bohaterka niezwykle przypominała mi Katniss, jest jednak jeden problem, nie polubiłam jej na tyle, by jej kibicować, co powinno mieć miejsce. W ogóle największym minusem książki są dla mnie bezosobowi bohaterowie, wszyscy, bez wyjątku byli mi obojętni. Czytałam, bo ogólny pomysł mi się spodobał, jednak do bohaterów nie mogłam wykrzesać przychylniejszych uczuć.
Zdawało mi się, że do tej powieści autorka chciała dodać za wiele, stąd nie do końca dobrze oddany zamysł, stąd nie najlepiej wykreowani bohaterowie, stąd wreszcie wątek miłosny, a właściwie trójkąt, którego wielką fanką nie byłam. Miłość brała się znikąd, wyskakiwała jak z pudełka, uczuć nie mogłam znaleźć, co też nie pomagało w interakcjach bohaterów i moim ich odbiorze.
Wyścig nie był złą powieścią, po prostu liczyłam po niej na więcej, a okazało się dość przeciętnie. Zakończenie jednak wniosło sporo nowych, intrygujących wątków, sądzę, że warto by je rozwinąć i poznać lepiej. Jeśli będę miała taką możliwość z chęcią dowiem się, co dalej.
Ocena: średnia [3/6]
Zwykle bardzo podobają mi się mieszanki gatunkowe, stylistyczne w powieściach. Lubię wykorzystanie znanych motywów na nowo, całkiem inaczej. To jest oryginalne, nowe, świeże, nawet jeśli już gdzieś znane. Twórcy non stop powielają swoje pomysły, trzeba to jednak umiejętnie przekazać, stworzyć poza tym coś, co zachęci do dalszej lektury... Ale co ja się będę rozwodzić, sami doskonale to wiecie!
Jenny Martin w swojej powieści Wyścig wykorzystała znane już motywy, które wydawnictwo określiło jako powieść dla fanów Gwiezdnych wojen, czy Szybkich i Wściekłych. Oba tytuły znam ogólnikowo, ale doceniam ich wkład w kulturę i oglądam z lekkością. Właśnie dla tego po powieść autorki sięgnęłam z ciekawością i wieloma pozytywnymi myślami.
Pheobe uwielbia się ścigać, ma to we krwi. Do tej pory ścigała się nielegalnie i była w tym naprawdę dobra, teraz jednak została zwerbowana, by pokazać swoje umiejętności na prawdziwej arenie, tam gdzie ścigał się jej ojciec, zanim ją porzucił i zniknął. Jako marionetka korporacji musi wykonywać wszystkie polecenia. Szybko jednak dowiaduje się wiele o swojej przeszłości, o tym kim jest, kim jest jej rodzina i jaka jest jej rola w politycznym skandalu...
Niestety już od pierwszych stron wiedziałam, że to nie jest to, czego się spodziewałam. Za mało było odniesień do wyścigów, a także życia w kosmosie, trudno było mi sobie wyobrazić cały ten klimat. Na szczęście to zmieniało się w trakcie lektury, coraz więcej szczegółów, co do miejsca akcji, sytuacji politycznej ukazywała autorka.
Cała powieść, mnie osobiście, wciąż przywodziła na myśl Igrzyska Śmierci, a właściwie drugi tom książki. Tutaj główna bohaterka niezwykle przypominała mi Katniss, jest jednak jeden problem, nie polubiłam jej na tyle, by jej kibicować, co powinno mieć miejsce. W ogóle największym minusem książki są dla mnie bezosobowi bohaterowie, wszyscy, bez wyjątku byli mi obojętni. Czytałam, bo ogólny pomysł mi się spodobał, jednak do bohaterów nie mogłam wykrzesać przychylniejszych uczuć.
Zdawało mi się, że do tej powieści autorka chciała dodać za wiele, stąd nie do końca dobrze oddany zamysł, stąd nie najlepiej wykreowani bohaterowie, stąd wreszcie wątek miłosny, a właściwie trójkąt, którego wielką fanką nie byłam. Miłość brała się znikąd, wyskakiwała jak z pudełka, uczuć nie mogłam znaleźć, co też nie pomagało w interakcjach bohaterów i moim ich odbiorze.
Wyścig nie był złą powieścią, po prostu liczyłam po niej na więcej, a okazało się dość przeciętnie. Zakończenie jednak wniosło sporo nowych, intrygujących wątków, sądzę, że warto by je rozwinąć i poznać lepiej. Jeśli będę miała taką możliwość z chęcią dowiem się, co dalej.
Ocena: średnia [3/6]
Za możliwość poznania książki dziękuję wydawnictwu Akurat!
Autor: Jenny Martin
Tom:I
Wydawnictwo: Akurat
Stron: 400
Cena: 36,90 zł
Data przeczytania: 2016-09-23
Skąd: własna biblioteczka
Tom:I
Wydawnictwo: Akurat
Stron: 400
Cena: 36,90 zł
Data przeczytania: 2016-09-23
Skąd: własna biblioteczka
A mnie ta książka bardzo się podobała.
OdpowiedzUsuńRaczej się nie skuszę.
OdpowiedzUsuńTeraz bez mieszania gatunków trudno o coś innowacyjnego XD Niemniej, ani samochody, ani młodziezówki pokroju Igrzysk w ogóle mnie nie kręcą, szczególnie, że ta wygląda na dość tanią książkę...
OdpowiedzUsuńdrewniany-most.blogspot.com
Okładka jest moim zdaniem okropna, a wspomnienie "Gwiezdnych wojen" ani "Szybkich i wściekłych" niezbyt mnie zachęciło, bo za obiema seriami niespecjalnie przepadam. No i im dalej zapuszczałam się w Twoją recenzję, tym bardziej utwierdzałam się w przekonaniu, że to raczej nie książka dla mnie. Może nie jest najgorsza, ale póki co nie ma w niej nic, co przekonałoby mnie do przeczytania - dlatego odpuszczę :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
rude-pioro.blogspot.com
Ja jednak na razie podziękuję za ten tytuł ;)
OdpowiedzUsuńCzytałam już recenzje na jej temat i tylko potwierdza się teraz moje przeczucie aby powieść wypożyczyć z biblioteki (jeśli kiedyś się tam znajdzie) niż decydować się na zakup. Dzięki za info :)
OdpowiedzUsuńZakładka do Przyszłości
Mi przypadła do gustu, taka nietypowa się okazała :)
OdpowiedzUsuńMam niestety podobą opinię ;/ ale cieszę się, że przeczytałam bo jakbym tego nie zrobiła to by mnie kusiło ^^
OdpowiedzUsuńDobrze, że jednak się nie skusiłam. Łapię się na tym, że coraz częściej nie ufam niektórym opiniom i jak widać, dobrze na tym wychodzę :)
OdpowiedzUsuńNie czytałam i raczej się nie skuszę. Jakoś mnie nie zachęca ta książka.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam. ;**
P.