Królestwo łabędzi

Być wróblem wśród łabędzi...

„Pewnie już wiecie, kim jestem. W każdej opowieści występuję ktoś taki jak ja. Postać drugoplanowa, ledwie dostrzegalna przez głównych bohaterów akcji. (...) Jak wróbel wśród łabędzi”

Niektóre opowieści z naszego dzieciństwa pamiętamy naprawdę długo. Jako mała dziewczynka uwielbiałam historie o księżniczkach, które musiały pokonać przeciwności, by w wygrać walkę dobra ze złem i odnaleźć miłość. Nie oszukujmy się, większość historii miłosnych nadal opiera się na podobnych schemacie. Teraz jest jednak inaczej. Biedna, zwykła dziewczyna odnajduję chłopaka, który w jakimś stopniu jest niezwykły, ma ponadludzkie umiejętności. Są to wampiry, wilkołaki, zmiennokształtni... Tym razem jednak przeniosłam się w klimaty bardziej przypominające dawane baśnie i legendy, jednak w nowym spojrzeniu. „Królestwo łabędzi” jest odnowioną wersją baśni Andersena o „Siedmiu łabędziach”. Niezwykła historia przeniosła mnie na pewien czas znów w najmłodsze lata, gdzie wszystko układa się wspaniale, a zło zawsze ponosi klęskę...

„W ludzkie serca wkradła się ambicja. Za chwilę cała ta kraina zostanie podzielona. Pojawią się granice, a ludzie zaczną wierzyć, że ziemia należy do nich.”

A zaczęło się to dawno temu, młoda Aleksandra mieszkała razem z rodzicami i trzema braćmi z zamku. Jej ojciec był królem, zaś matka miała niezwykłe magiczne umiejętności, które wpajała córce. Ojciec był przeciwny tym lekcjom, nie podobało mi się, że córka ma własne zdanie i staje się co raz bardziej podobna do matki.
Mijały lata, Aleksandra skończyła już pieniście lat, a z tej okazji jej matka chciała pokazać jej coś
niezwykłego. Mama prowadziła ją do miejsca, gdzie znajdowali się jej przodkowie. Dziewczynie miejsce dodało tylko wiele pytań. Nagle wydarzyło się coś strasznego...
Matka Aleksy zmarła. Ojciec w rozpaczy codziennie wyruszał na polowania. Aż pewnego dnia przyniósł do zamku nieprzytomną kobietę. Wtedy wszystko się zmieniło...

„Okruchy wspomnień wydają się wzbijać i tańczyć jak drobinki kurzu w promieniach słońca.”

Bajkowa opowieść, która naprawdę przypomniała mi czasy mojego dzieciństwa. Nie będę ukrywać, że przez tą historię(albo dzięki niej) zamierzam poszukać w bibliotece baśni braci Grimm i Andersena. Jest tyle historii, których dotąd nie znałam, o czym przekonuję się, gdy w niedzielę moja siostra ogłada filmowe ekranizacje tych historii. Ale wróćmy do samej książki. „Królestwo łabędzi” to kolejna ksiązka autorki Zoe Marriott. Niektórzy polscy czytelnicy mogli ją już poznać dzięki powieści „Cienie na księżycu”, której sama jeszcze nie czytałam.  Pisarka przelała na karty powieści magię baśniowej opowieści i stworzyła jej nową wersję, co jak zauważyłam jest coraz bardziej popularne.

Pierwszy raz podczas czytania książki opartej na baśni spotkałam się z taką bliskością do pierwowzoru. Naprawdę czułam cały czas jakbym czytała jedynie odświeżoną wersje. Miało to swoje plusy i minusy. Mamy dziewczynę-księżniczkę, mamy klątwę, mamy braci, mamy złą wiedźmę, mamy przystojnego chłopca. Mogłabym przytoczyć jeszcze więcej podobieństw, było ich naprawdę sporo. O dziwo szczególnie mi to nie przeszkadzało. Na pewno na plus działały tu unowocześnienia dodane przez autorkę, przez co książka miała nowy blask i połysk. W moich oczach stawała się bardziej realna.

Czym są owe unowocześniania? Pierwsze, co się rzuca w oczy na początku są niezwykłe umiejętności matki, których oczu ona córkę. Pisarka wprowadziła tu niezwykła moc, eneidę, która była siłą ziemi. Ten pomysł wydał mi się dość ciekawy, choć w jakiejś książce już się z nim spotkałam. Kolejną zmianą jest liczba braci, z siedmiu zmieniła się ona w trzech. Myślę, że to lepiej wpłynęło na zapamiętanie ich. Opisy ich charakterów znalazłam na początku, jednak nie były one zbyt obfite, bym mogła zapamiętać jeszcze większą ich ilość. W opowieści było ich naprawdę mało, więc słabo poznałam ich charaktery. Wspomniana wcześniej moc wpływała na wiele zmian, które zachodziły w kolejnych etapach książki, wpływały na akcję i odrobinę ja zmieniały, nie liczcie więc na zakończenie przekopiowane z baśni. Właśnie ono było dla mnie miłych zaskoczeniem, dzięki czemu lektura zyskałą trochę w moich oczach.

Związek Aleksandy z wspomnianym już w opisie Gabierel również uległ lekkim korektom. Można powiedzieć, czy ta opowieść nie była tak nierealna jak to często w bajkach bywa, książę od razu nie zakochuję się w królewnie. Nie zostały oczywiście usunięte wszystkie wprowadzone przez Andersena miłosne zawirowania, przez co opowieść cały czas była utrzymana w podobnych klimacie, jednak jednej sceny, która w baśni tak utrzymywała napięcie zabrakło, czego żałowałam. Autorka mogła jednak pod koniec trochę napięcia więcej wprowadzić.

Historia opowiedziana przez panią Marriott wydawała mi się momentami zbyt dziecinna. Najbardziej
zauważalne było to w zachowaniu głównej bohaterki, która w moich oczach była wręcz idealna. Dość często zdarzało mi się myśleć, że to już nie jest opowieść dla mnie, że mogłabym ją przekazać młodszej siostrze(co na pewno zrobię, jeśli da się namówić). Niekiedy zdawała mi się aż za bardzo zainspirowana baśnią, a niekiedy brakowało mi moich ulubionych momentów. Do tego historia była bardzo krótka, liczyłabym na dłuższe jej rozwinięcie, może wprowadzenie jeszcze jakiegoś wątku. Do pełni mojego czytelniczego szczęścia trochę jeszcze brakuje.

Poza tematem opowieści do przeczytania zachęciła mnie również niezwykła okładka. Muszę powiedzieć, że wydawnictwo Egmont bardzo siew  tym aspekcie stara i ich książki są nie tylko ciekawe wewnątrz, ale i zachęcają czytelnika swoim wyglądem. Ich cykl Poza Czasem czyta mi się bardzo miło i zawsze wypatruję kolejnych książek, które są do niego dodawane. Nie wszystkie mnie urzekły, ale na pewno nie będzie nieprawdą, gdy powiem, że większość z nich tak.

„Gdyby życzenia zmieniały się w konie, żebracy byliby wspaniałymi jeźdźcami.”

„Królestwo łabędzi” było dla mnie szybką, wakacyjną lekturą, urzekł mnie jej klimat i prostota. Pisząc tą recenzję cały czas do głowy wpadały mi nowe pomysły i z jej treścią nie miałam żadnych problemów. Mimo mojego początkowego sceptycyzmu do „Cieni na księżycu” myślę, że dzięki tej lekturze dam szansę autorce. Ta historia nie zwierała najlepszych ocen, a czytało mi się ją naprawdę przyjemnie. Myślę, więc że książka, która zauroczyła czytelników przypadnie do gustu i mi.

Ocena: bardzo dobra

AutorZoe Marriott
Tom: -
Wydawnictwo: Egmont
Ilość stron: 2264
Cena: ok. 30 zł
Data przeczytania: 2013-07-21
Skąd: własna biblioteczka




Książka przeczytana do wyzwania:

Komentarze

  1. Tu znów pozytywna ocena, niedawno czytałam negatywne - chyba sama muszę się przekonać, jaka ta książka jest...

    in-corner-with-book.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się, lepiej zawsze samemu sprawdzić. ;)

      Usuń
  2. No i teraz nie wiem co powiedzieć... ale chyba zostawię tę pozycję w spokoju. Taka babska jakaś, a do tego ta okładka z dziwną babką, która się na mnie chamsko patrzy... no i oczywiście łabędzie :P.

    Pozdrawiam :*!
    Melon

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trudno, nie każdemu musi się spodobać ;) Łabędzie dopełniają klimatu :D

      Usuń
  3. Mimo pozytywnej oceny i recenzji nadal nie jestem do tej książki przekonana....

    OdpowiedzUsuń
  4. Już od jakiegoś czasu mam ją w planach, więc może w końcu się skuszę ; )

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja chyba po nią sięgnę, uwielbiam tę baśń :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Lubię takie klimaty. Skoro mówisz, że jest tyle podobieństw z baśniami, to chyba w końcu się do tej książki przekonam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak jest sporo podobieństw do baśni o łabędziach ;)

      Usuń
  7. Nie wiem sama, czytałam raczej negatywne opinie. Po twojej jednak jestem dobrze nastawiona. Może kiedyś sięgnę? Zapowiada się fajnie. :) I przyznam się szczerze że tej baśni na której podstawie jest ta książka nie czytałam o dziwo :D

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja czytałam różne, ale baśnie uwielbiam, więc musiałam się przekonać sama ;) Ale naprawdę zdziwiłaś mnie tym, że nie czytałaś ;)

      Usuń
  8. Pozytywne i negatywne opinie przeplatają się na internetowych forach, pozostawiając u mnie mętlik. Chyba sama powinnam się przekonać :>

    OdpowiedzUsuń
  9. Tak sobie myślę, czy przeczytać czy nie. Wszyscy raczej piszą, że jest taka sobie.
    Zgodzę się co do okładki, jest cudowna. Według mnie najlepsza z tych wszystkich przez Ciebie tu wstawionych. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi się spodobała, choć trochę dziecinna ;)
      Tak okładka śliczna ;)

      Usuń
  10. Czytałam ciekawa, aczkolwiek czytałam lepsze;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Drogi czytelniku,
cieszę się, że pojawiłeś się na moim blogu. To już jest dla mnie wiele, ale jeśli masz ochotę pozostaw po sobie jeszcze komentarz. Każdy z nich sprawia mi ogromną przyjemność, bo wiem wtedy, że moje pisemne starania nie poszły na marne. Miłego czytania i komentowania.

Pozdrawiam,
Patrycja.

Wejścia

Popularne posty z tego bloga

Cesarz cierni

Drama Time: We Best Love No. 1 For You (recenzja)

Drama time: Penthouse sezon I (recenzja)