Recenzja: "Klub Mefista" Tess Gerritsen

 Nowi bohaterowie

Zima, wokół niska temperatura, ale na miejscu zbrodni nikt nie ma czasu narzekać na zimno. Znalezione na miejscu zbrodni ciało ma odciętą rękę, wszędzie znajdują się niepokojące znaki i stół zastawiony jak do jakiegoś satanistycznego obrzędu. Rizzoli musi znaleźć sprawcę brutalnego morderstwa. Isles po sekcji przekazuje jej kolejne fakty. Czy mamy kolejnego seryjnego zabójcę? 

Miałam okazję przeczytać "Klub Mefista" pod koniec zeszłego miesiąca, lato to idealna pora na thrillery, można się w nich zatracić. Tess Gerritsen po raz kolejny próbuję kolejnego znanego motywu, tym razem sięga po zło, tą mityczną, nieznaną moc. 

Zawsze gdy czytam powieści Tess Gerritsen nie zważam na nic, całkowicie mnie pochłaniają i gdybym miała czas zawsze chciałabym je przeczytać do końca, by wszystkiego się dowiedzieć. Problem zaczyna się jednak, kiedy zaczynam pisać recenzję, bo okazuje się, że zaczynam mieć jakieś obiekcje. Tym razem czułam, że autorka trochę zbyt mocno części bohaterów zawierzyła w mistycyzm, a także trochę za wiele dała nam czytelnikom manewru do rozgryzienia sprawcy z retrospekcji. 

Tytuł tego posta, czyli nowi bohaterowie odnosi się do niesamowitego klubu, w którym bogaci lub zdolni chętni próbują rozwiązać kryminalne zagadki, zwykle obecnie popularne. Jak się pewnie domyślacie Jane nie uzna tego za najbardziej racjonalne działania. Ich myślenie i wierzenia sprawią, że również Maura będzie bardzo sceptyczna do ich poczynań. 

Myślę, że czytając książki autorki czuję się już bezpiecznie. Ma schemat, którego się trzyma, a mnie jako czytelnikowi się to podoba, spaja serię. Tym razem jednak zdradzono trochę za dużo, stronę sprawy, retrospekcję można by odrobinę skrócić. Akcja książki dzieje się znów w zimie pokazuje, że czas w serii wciąż idzie do przodu. Można to obserwować szczególnie po córce Jane, co sprawia, że serię świetnie się czyta po kolei, tak też będę czynić dalej.