Recenzja: "Poddajcie się, ziemianie!" - Bora Chung
Ale bym zjadła krewetki!
To są dobre pytania, ale właściwie nie mają wiele wspólnego ze zbiorem opowiadań "Poddajcie się, ziemianie!" Bory Chung. Książka spójnie przekazuję nam po części biograficzną opowieść autorki od poznania męża, przez jego chorobę. Okazuje jej codzienne życie, ale okraszone duża nutką science fiction, w którym duży głos krytyki społeczeństwa przekazywany jest przez morskich kosmitów.
Borę Chung poznałam przez opowiadania "Przeklęty królik", ale szybko można poznać jak różne są od siebie te dwa zbory. Poprzedni ma w sobie dużą dozę greteski, ale w sumie nie ma w sobie wiele z krytyki, która mogłaby uderzyć w Państwo, czy jakieś konkretne grupy, "Przeklęty królik" krytykował ogół ludzi, cechy, które może posiadać każdy. "Poddajcie się, ziemianie" zaś uderza bezpośrednio w to, co dotyczy autorki, w czym brała udział, a z czego już się wypisała.
Autorka wiele mówi o tym jak źle traktowali się wykładowcy akademiccy, jak są niewolniczo tworzone ich umowy. Okazuje się, że autorka przez wiele lat swojego życia udzielała się w grupach, organizacjach, które walczyły o prawa nauczycieli. Krytyka sięga jednak poza Koreę, wyniszczanie środowiska, szczególnie przez budowany do Japonii z Rosji gazociąg, czy wspomnienie wojny na Ukrainie. Autorka jako wykładowca rosyjskiego jest na bieżąco ze sprawami z tej części Azji, stąd wiele i o tych tematach jest powiedziane.
Wszystko to przykrywają kosmiczne wydarzenia, które mają miejsce przez całe, obserwowane przez nas życie bohaterki. Barwna otoczka sprawia, że cała opowieść nie jest aż tak trudna w odbiorze. Widać, że to całkiem inny styl opowiadań, jestem ciekawa, co jeszcze pokaże nam autorka w przyszłości. Czekam na więcej książek/opowiadań.
Komentarze
Prześlij komentarz
Drogi czytelniku,
cieszę się, że pojawiłeś się na moim blogu. To już jest dla mnie wiele, ale jeśli masz ochotę pozostaw po sobie jeszcze komentarz. Każdy z nich sprawia mi ogromną przyjemność, bo wiem wtedy, że moje pisemne starania nie poszły na marne. Miłego czytania i komentowania.
Pozdrawiam,
Patrycja.