Recenzja: "Nie kłam" Freida McFadden
Tricia i Ethan trafiają do domu na odludziu, jest zima, a oni mieli się w nim spotkać z agentką. Pogoda tak się pogarsza, że niedawno zaślubieni postanawiają, że zostaną w tym domu na noc. Dom okazuje się miejscem, w którym żyła zamordowana terapeutka. Wiele pomieszczeń skrywa sekrety, a wiele z tajemnic może zostać odkrytych dzięki taśmą, która nagrywała doktor podczas wizyt swoich pacjentów.
Na początku należy zaznaczyć, że u autorki trzeba się spodziewać wszystkiego. Zawsze potrafi tak zakręcić fabułą, że jednak wyjdzie coś zaskakującego. Tu nie było inaczej. Niby zgodne, młode małżeństwo... Nie będę nic zdradzać, ale można się wiele spodziewać.
Uważam, że powieści Freidy są idealne jako audiobooki. Słucha się ich z zaciekawieniem, są naprawdę wciągające, nie chce się od nich oderwać, a jednocześnie są naprawdę łatwe do słuchania, po prostu ich fabuła nie umyka. Wyjątkiem jest tu początek tej powieści. Książka przed przedstawieniem w pełni postaci niezwykle wolno się rozwijała. Opowieść podążała powoli, aż trochę za wolno. Ale gdzieś w 1/3 się to zmieniło. Wróciliśmy o trybu porywającej lektury.
Zakończenie mimo że mnie zaskoczyło (trochę przez mój brak skupienia zapewne), to jednak było mniej widowiskowe niż w trylogii Pomoc Domowa, a przynajmniej jakoś tamte zagrania bardziej mnie zaskoczyły z tego co pamiętam. Może to przez dobór postaci i ich charaktery. Czekam mimo to na kolejne audiobooki książek autorki.
Komentarze
Prześlij komentarz
Drogi czytelniku,
cieszę się, że pojawiłeś się na moim blogu. To już jest dla mnie wiele, ale jeśli masz ochotę pozostaw po sobie jeszcze komentarz. Każdy z nich sprawia mi ogromną przyjemność, bo wiem wtedy, że moje pisemne starania nie poszły na marne. Miłego czytania i komentowania.
Pozdrawiam,
Patrycja.