Miecz lata - Rick Riordan
Awans z ulicy do
luksusowego hotelu
Magnus dwa lata temu stracił matkę i od tego czasu żyje na
ulicy. Ucieka przed opieką społeczną, jednak ciężko jest uciec przed własną
rodziną, nawet odległą. Chłopak chcąc dowiedzieć się, kim jest jego ojciec
trafia do domu wuja, przed którym ostrzegała go mama, Wraz z nim udaje się na
most, gdzie ma znaleźć miecz lata, na który jednak poluje nie tylko jego wuj.
Na moście pojawia się Surtr – ognisty olbrzym, a chłopak umiera.
Pewnie sądzicie, że właśnie poleciał spoiler nad spoilery i
oto koniec książki. Nie! To dopiero początek. Magnus trafia do hotelu Walhalla
i dopiero wtedy rozpoczyna się prawdziwa opowieść. To był tylko wstęp do
dowiedzenia się, kim tak naprawdę jest chłopak i co go jeszcze czeka.
Kocham powieści Ricka Riodana, zaczęłam je czytać w gimnazjum,
a teraz na studiach bawią mnie równie mocno. Miałam jednak kryzys, jeśli chodzi
o Miecz lata. Podchodziłam do jej
czytania aż dwa razy i dopiero teraz ją skończyłam. Wstęp po prostu trochę mnie
przytłoczył i lekko nużył. Im dalej jednak w akcję tym jest zabawniej, tym
więcej mamy do czynienia z bogami i samą mitologią. Robi się ciekawiej.
Magnus to nie kopia Percy’ego, jeśli ktoś byłby ciekawy. To
zupełnie inny bohater, ma inną naturę, jest mniej wybuchowy i raczej woli
unikać niebezpieczeństw niż pchać się na pierwszą linię ognia. Ich poczucie
humoru też jest inne, tutaj dostrzegam większą nutę ironii, sądzę, że to przez
doświadczenia na ulicy, do tego chłopak jest trochę starszy, 16 lat, czyli tak
jak bohaterowie serii Olimpijscy herosi.
Poza Magnusem mamy również całą grupę oryginalnych
bohaterów. Zainteresowanego modą krasnoluda, interesującego się runami elfa,
ekswalkirię o muzułmańskich korzeniach, okazjonalnie pojawiają się bogowie,
olbrzymy, groźne gołębie i wielu więcej. Na nudę na pewno nikt nie będzie
narzekał, uwierzcie.
Cała historia, jak zawsze u Riodana, aż kipi od nawiązań do
mitologii oraz akcji i humoru. Bohaterowie długo nie potrafią pozostać w jednym
miejscu, a niebezpieczeństwa czyhają na każdym kroku, każdy zaś kolejny krok to
nowi wrogowie lub nowi sprzymierzeńcy… A dzięki oryginalności postaci i
oczywiście zdarzeniom, w jakich się znajdują mamy również całą masę zabawnych
sytuacji, które wielokrotnie wywołały moje głośne napady śmiechu, co mogło być
uciążliwe dla współtowarzyszy podróży.
Zauważyłam, że ostatnio jedyne, co mi zaczęło przeszkadzać w
powieściach Riordana to zakończenia. Czuję jakby były trochę za bardzo
naciągane, źli bohaterowie muszą przegadać końcówkę, dobrzy też trochę wtrącą,
a wszystko kończy się podobnie. Nie chcę zdradzać fabuły, więc nie będę już nic
więcej dodawać, ale chciałabym więcej.
Pierwszy tom cyklu Magnus
Chase i Bogowie Asgardu to dobre jego rozpoczęcie. Nie mam pojęcia,
dlaczego tak długo zwlekałam z jego przeczytaniem, ale z kolejnymi tomami nie
będę się aż tak rozwlekać.
Ocena: dobra+[4+/6]
Do posłuchania:
Uwielbiam tego autora, a tę jego książkę mam już dawno za sobą i bardzo, ale to bardzo mi się podobała. Niemniej choć jestem ciekawa następnych tomów, nie mogę znaleźć chwili by po nie sięgnąć, a słyszałam, że naprawdę warto. :))
OdpowiedzUsuńbiblioteka-wspomnien.blogspot.com
Mnie na razie nie za bardzo ciągnie do tej serii.
OdpowiedzUsuńMam w planach na wakacje ;) w tamtym roku skończyłam czytać Olimpijskich Herosów, a że już trochę tęskni mi się za szalonym wujciem Rickiem to z wielką chęcią posłucham jego opowieści o świecie osadzonym na nordyckiej mitologii. :3
OdpowiedzUsuń