Arisjański fiolet. Cisza

Kosmici wersja light

Powieść polskiej pisarki Poli Pane chciałam poznać już od premiery. Wtedy dopiero zaczynałam zaczytywać się w romansach paranormalnych, więc powieść wydawała mi się czymś naprawdę oryginalnym i żałowałam, że jednak się to nie udało. Chęć poznania Arisjańskiego fioletu. Ciszy wróciła, kiedy na targach książki w czasie losowania można było się zgłosić, by później książkę zrecenzować. Udało się, a teraz lektura za mną.

Emily wraz z matką przed uderzeniem meteorytu ukryła się w schronie dziadka. Przez dziesięć lat był same, bały się opuścić schronienie nie wiedząc, co spotkają na zewnątrz, jednak zapasy zaczynają się kończyć, bieżącej wody nie ma już od miesięcy. Emily postanawia wyjść i poszukać nowego schronienia. Dziewczyna nie przypuszczała jednak, że już po krótkiej wędrówce spotka kosmitę. Nie różnił się wiele od człowieka, ale nie można było tego nie zauważyć. Zaczęła uciekać. Potem pamiętała tylko postrzał, szpitalne łóżko i nowe miejsce. Znalazła się w mieście, prawie takim, jakie zapamiętała z przeszłości. Z tym wyjątkiem, że poza ludźmi żyją w nim przybysze z innej planety. Czy się w nim odnajdzie?

"Bo dom jest zawsze tam, gdzie ludzie, których kochamy."

Arisjański fiolet chciałam poznać, jednak nie nastawiałam się na powieść wybitną. Spodziewałam się, że w głównej mierze będę miała do czynienia z romansem, ale jako że nie odrzucają mnie podobne historie, liczyłam po prostu na to, że ten rozwinie się dobrze. Oczekiwałam też na sporo akcji, może powieść drogi wnioskując po okładce...

Otrzymałam jednak typowy romans paranormalny z nieznośną główną bohaterką. Emily trafia na moją czarną listę. Dziewczyna miała zmienne nastroje, cały świat miał kręcić się wokół niej, nie potrafiła kompletnie przyjąć krytyki, racjonalne myślenie też było jej obce. Mogłabym się z nią utożsamiać w związku z umiejętnościami kulinarnymi(choć autorka w tej materii przegięła, chyba aż zbyt mocno chciała nam pokazać, że bohaterka to totalna oferma), jednak ona nie potrafiła się z tym pogodzić, wrzeszczała na wszystkich, którzy z niej sobie żartowali. Jednak najbardziej nie mogłam jej wybaczyć związku, w jaki się wplątała, z własnej winy, na własną odpowiedzialność. Naiwność powieści przez zachowanie bohaterki diametralnie wzrasta.

"niepotrzebne uczucia mocno spowalniają rozwój."

Gdyby nie główna postać cała powieść nie byłaby może wybitna, ale na pewno czytałoby się ją przyjemniej. Nie mogłam zdzierżyć jej zachowania. Reszta bohaterów była dużo przyjemniej wykreowana. Matka dziewczyny, przybysze z Arisu, a także inni ludzie, to postaci które utożsamiam z jakimiś miłymi cechami. Dlatego, choć nie byli wykreowani nie wiadomo jak wielowymiarowo, to jednak nie irytowali i niektórych nawet polubiłam.

Kwestia romansu, jak już powiedziałam, dla mnie to sprawa dość ciężka. Pomysł jako taki dobry, bo dziewczyna zakochała się w chłopaku, który nigdy jej nie pokocha, mogłabym jej nawet w tej sytuacji współczuć i może moja ocena jej postaci byłaby inna. Jednak nie podobało mi się, że dziewczyna, która zachowuje się jak 15-latka, poszła na taki układ z chłopakiem. Dla mnie to nie do wyobrażenia. Nie dziwię się jej jednak w jednej kwestii, wciąż miała nadzieję, a patrząc na zachowanie chłopaka wielokrotnie i ja się nabierałam. Czasem zachowywał się jak zwykły nastolatek...

"Wolę przedzierać się przez ciernie i nawet powoli,ale iść do przodu,niż stać w miejscu czekając na szczęście,które może nigdy nie nadejść."

Wspominałam wyżej, że liczyłam w powieści na motyw drogi. Było go niewiele, prawie wcale. Bohaterka podróżowała jedynie ze swojego bunkra do nowej osady, więc nie można tu mówić o rozbudowanym wątku podróży. Akcji w tym tomie też nie było za wiele. Autorka zarysowała problem, z którym zapewne w kolejnych częściach(ciekawe, czy zostaną wydane?) byłby rozwiązywany. Pojawił się ten zły, który napędzałby fabułę, ale na razie mówiono o nim dość enigmatycznie, jeszcze nie pokazał swojego charakteru, no może poza listem, który jednak wydał mi się dość naiwny, jakby pisała go za niego nastolatka. Nie wyglądało to na słowa dorosłego faceta...

Cisza skupiała się pokazaniu cywilizacji po wybuchu, nie podobało mi się jednak, że tak mało opisano skutków, szokujących obrazów zdecydowanie nam oszczędzono, temat potraktowano zdawkowo. Poza tym opisano życie w nowej społeczności, problemy mieszkańców, lekko zarysowano lęk ludzi przed przybyszami, ukazano ich odmienność(tytuł recenzji adekwatny do ich charakteru, wyzbyci z negatywnych uczuć, pokojowo nastawieni, stawiający na naukę, sztukę i rozrywkę uważający za zbyteczną).

              "Czasem lepiej nie pytać, jeśli nie jest się pewnym, czy chce się usłyszeć odpowiedź."

Może wydawać się, że tych elementów jest sporo, jednak tak naprawdę nie zajmują tak wiele miejsca. Większość czasu bohaterowie przebywają w szkole lub na randkach, stąd klimat powieści postapokaliptycznej jest nadszarpnięty. Jakbyśmy oglądali zwykłe, sielankowe życie nastolatków, co potęguje tylko pierwszoosobowa narracja Emily. Przez pół strony potrafi zachwycać się wyglądem swojego chłopaka, całą może narzekać na jego bezuczuciowość... Rozumiecie, że jej nie znoszę? Sądzę, że do każdego by już to dotarło.

Arisjański fiolet nie jest powieścią bez wad. Czyta się go szybko, płynnie, jednak zaraz po lekturze wciąż napływają do mnie jej braki. Jednocześnie coś się działo i nic się nie działo. Taka typowa powieść paranormal romance. Liczyłam na trochę więcej. Cisza została wydana w 2012, ale nawet z tego okresu zdarzają się powieści z gatunku, które lepiej do mnie trafiają. Ocena byłaby słabsza, ale zdecydowanie pozytywnym elementem są dołączane do książki piosenki, które przedstawiają utwory, jakie komponowała bohaterka książki. Mamy tekst i jednocześnie możemy słuchać muzyki, świetne rozwiązanie!
Ocena: średnia- [3-/6]

Za możliwość zapoznania się z powieścią dziękuję wydawnictwu i autorce!

Powieść otrzymałam na spotkaniu blogerów w Warszawie. :)

Autor: Pola Pane
Tom: I
Wydawnictwo: Warszawska Firma Wydawnicza
Stron: 408
Cena: 35zł
Data przeczytania: 2016-06-20
Skąd: własna biblioteczka

Komentarze

  1. Nie lubię irytujących bohaterek, raczej się nie skuszę na tę książkę :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mi się bardzo podobała, ale czytałam ją krótko po premierze. Szkoda, że nie ma dalszych części.

    OdpowiedzUsuń
  3. Może kiedyś, teraz raczej spasuję ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Czytałam, ale dwa lata temu, więc wiadomo - gust się zmienia. Z ciekawości przejrzałam swoją recenzję i przeczytałam, że bohaterka mi się podobała :D Ale rozumiem Twoje argumenty i myślę, że gdybym teraz wróciła do "(...) fioletu", też bym narzekała.
    Mnie też zastanawia kwestia kolejnych tomów. Chyba warto by było skończyć trylogię ;)

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  5. Kiedyś mocno chciałam ją przeczytać, ale nigdzie nie mogłam jej zdobyć. Teraz też jest nie do kupienia, dlatego sobie ją odpuszczam.
    Pozdrawiam.
    houseofreaders.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie wytrzymałabym z taką główną bohaterką, więc raczej sobie odpuszczę ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Takie bohaterki są często naprawdę irytujące.Szczerze to nie wiem,czy sięgnę po tę książkę,ponieważ jest w niej wiele minusów.Z drugiej strony pomysł z tymi piosenkami jest niezły.

    OdpowiedzUsuń
  8. Możliwe, że w kolejnych częściach osobowość głównej bohaterki ulegnie stopniowej zmianie, na lepsze, naturalnie. Pomimo wszystko przeczytałabym tę książkę, choćby dlatego, że od zawsze lubiłam paranormalne romanse. :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Widzę, że szału wielkiego nie ma. Mimo to nie skreślam tej książki całkowicie.

    OdpowiedzUsuń
  10. Typowy romans paranormalny z irytującą główną bohaterką raczej do mnie nie przemawia. Tę książkę na razie sobie odpuszczę ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. O rany - NIE. Zdecydowanie NIE. Dziękuję bardzo.
    Jeśli już mam czytać jakąś postapo, albo romans paranormalny czy tam utrzymany w klimacie dystopii, wolę czytać coś sensownego. To jak pisałaś o głównej bohaterce czy tym romansie-ale-nie-romansie, wykończyło mnie psychicznie już samą myślą, a co dopiero by się działo, jakbym faktycznie książkę czytała... Nie dziękuję.
    Także dziękuję za ostrzeżenie, będę się trzymać z daleka! :)
    Pozdrawiam,
    Sherry

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Drogi czytelniku,
cieszę się, że pojawiłeś się na moim blogu. To już jest dla mnie wiele, ale jeśli masz ochotę pozostaw po sobie jeszcze komentarz. Każdy z nich sprawia mi ogromną przyjemność, bo wiem wtedy, że moje pisemne starania nie poszły na marne. Miłego czytania i komentowania.

Pozdrawiam,
Patrycja.

Wejścia

Popularne posty z tego bloga

Cesarz cierni

Drama Time: We Best Love No. 1 For You (recenzja)

Drama time: Penthouse sezon I (recenzja)