Opposition

Sprzeciw wobec losu

Jedna noc może zmienić wszystko. Czasem wydawać, by się mogło, że limit niebezpieczeństw i problemów został już wyczerpany, że choć na chwilę czeka chwila wytchnienia. Spokojne dni, choć wokół szalenie piekło. Chwile w odosobnieniu, wyciszeniu. Takie chwile, o jakie się walczy.

Tego właśnie spodziewali się bohaterowie ostatniego tomu serii Lux. Jennifer L. Armentrout jednak szybko zmieniła błogi spokój w kolejne chwile niepewności. W Opoosition bowiem po raz kolejny nic nie jest pewne, ale tym razem niebezpieczeństwo przychodzi z innej strony. Następuję coś, czego nikt wcześniej się nie spodziewał. Jako czytelniczka wciąż jestem zaskoczona, w jakim kierunku podążyła autorka w swojej serii.


Pamiętacie jeszcze rozrywkowy pierwszy tom, który nawet można było porównać do Zmierzchu...? Zachowaliście w wyobraźni pełen emocji i odkrywania nowych umiejętności tom drugi? Przeczekiwaliście i przygotowywaliście się do walki w tomie trzecim? Wreszcie dowiedzieliście się prawdy w tomie czwartym?

"Bo ludzie to najbardziej uparte stworzenia w kosmosie."

Jeśli na wszystkie powyższe pytania, Wasza odpowiedź brzmi tak, jest to znak, że czas zabierać się za część piątą, ostatnią, finalną, najlepszą! To ostatnie słowo nie jest w jakimkolwiek stopniu naciągane. Zwieńczenie serii jest tym, czego oczekiwałam, a może nawet czymś więcej. Autorka połączyła tu humor, ukazała uczucie łączące bohaterów, a także ich przekomarzania słowne, odkrywała jeszcze więcej faktów na temat Luksjan, a także innych ras, w tym co zaskakujące Arumian, a także rozpętała się prawdziwa bitwa, poważne starcie.

Jesteście zszokowani, że to wszystko miało miejsce w najmniej obszernej książce z serii? Jennifer L. Armentrout potrafiła doskonale to wszystko połączyć, nie tworzyła niepotrzebnych zapychaczy miejsca, a doskonale wyważyła ilość każdego z elementów, by po pierwsze zainteresować, po drugie ciekawie zamknąć wątki. Wciąż jestem pod wrażeniem jak wiele w tym tomie się działo.

"Daemon 2.0? Świat tego nie zniesie."

Co się działo?
Zakończenie poprzedniego było bowiem emocjonujące. Nowa fala kosmitów napadła na Ziemię i zdecydowanie nie była ona tak pozytywnie nastawiona do jej mieszkańców, co Luksjanie, którzy trafili na planetę wcześniej. Wezwanie przybyszów zmusiło wszystkim mieszkających Luksjan do stawienie się w ich obozach i dołączenia do ich szeregów.

Rozwiązanie to spowodowało niemałe szkody emocjonalne w bohaterach i wzbudziło we mnie wielkie pokłady emocji, które wraz z dalszym czytaniem tylko rosły. Napada na Luksjan na sklep i przejmowanie ciał ludzi ukazało, że ich przybycie nie jest zabawą, a cała powieść robi się coraz bardziej dramatyczna. Tu nie było żartów, oni naprawdę chcieli przejąć władze.


"Lore wzruszył ramionami.

Hunter wzruszył ramionami.

Najwyraźniej cała ich rasa lubiła wzruszać ramionami."

Pomocni im byli niektórzy z Originów, którzy nie byli pogodzenie ze swoim losem. Jednak nie wszyscy. Nie zapominajmy, że dwóch z nich mieli po swojej stronie nasi bohaterowie. Dzięki temu mogłam więcej dowiedzieć się o tych hybrydach, a także o innych rasach. Wspomniałam wcześniej, że ważni w całej historii byli również Arumianie, a jeden z nich Hunter, który pojawił się już w poprzednim tomie, jeszcze niejedno nam pokaże, w swojej osobistej książce. Zaskoczyło mnie, że autorka wykorzystała te postaci, gdyż w poprzednich dwóch tomach było już mniej o nich mowy. Zabieg okazał się jednak ciekawy, ukazał hierarchię, życie, a także zachowanie tej grupy w sytuacji innej niż starcie z Luksjanami, dzięki temu mój umysł jest zdecydowanie bardziej otwarty na dodatek do serii.

Bohaterowie również w tym tomie przeszli niemałe przemiany. Byli niezwykle dynamiczni, wciąż zakładali maski, czy to z przymusu, czy to ku własnym korzyściom, czy to by uciec od konsekwencji lub stworzyć pozory. Większość z nich była tak autentyczna, że niekiedy byłam wręcz zmuszona o posądzanie ich o najgorsze. Przybycie nowych kosmitów bowiem wywołało diametralne zmiany w zachowaniu bohaterów, które czasem trudno było ocenić, czy był prawdziwe, czy udawane.

"- Odpocznij sobie, OK? 
Uśmiechnęła się lekko.
- To brzmi apodyktycznie.
- Dobra.
Spróbowałem ponownie: 
- Zdrzemnij się. 
Uniosła jedną brew.
- To nadal apodyktyczne.
Zaśmiałem się i odgarnąłem włosy z jej policzka.
- Śpij.
- Ty naprawdę nie kumasz, co znaczy słowo apodyktyczny."


Pewna w kwestii Luksjan mogła być jedynie, co do Deamona, gdyż w tym tomie, tak i w poprzednim otrzymał on część narracji. Wciąż największą pałeczkę w wydarzeniach miała Cat, ale on w wielu sytuacjach ratował mój obraz swojej postaci, a także zdecydowanie komiczniej podchodził do zdarzeń, jakie miały miejsce, a dzięki temu  rozbawiał mnie i sprawiał, że lepiej się bawiłam czytając. Jak zwykle bowiem to Deamon był głównym motywem mojego uśmiechu, a jego teksty doprowadzały mnie do śmiechu, jednak również inni bohaterowie, jak Asher, czy nawet Cat, potrafi rozładować atmosferę.

Piszę o serii i piszę, ale naprawdę wciąż przychodzi mi do głowy coś, co jeszcze warto by poruszyć. Starcie na koniec było opowiedziane dość zdawkowo, ale wyjątkowo zabieg ten mi nie przeszkadzał, autorka bowiem zastosowała zabieg odwrócenia uwagi odbiorcy zachowaniem głównej bohaterki, co miało racjonalne wytłumaczenie. Człowiek, po tym co się stało, nie mógł  funkcjonować normalnie. Wyjątek potwierdza regułę, gdyż poza tą ucieczką od opisu walki, autorka resztę strać, małych potyczek, napaści opisywała naprawdę obrazowo. Najbardziej podobało mi się damskie starcie w domu pewnego Arumianina. Napisałam to wszystko bardzo zdawkowo, gdyż kto i gdzie się bił może Was niezwykle zaskoczyć.

"Ciężko było patrzeć w przeszłość i myśleć o czasie, który zmarnowaliśmy na walkę między sobą, szczególnie, że nasza przyszłość mogła być krótka. Jednak nie chciałam się teraz na tym skupiać, bo byliśmy razem. Nie miało znaczenia, ile godzin, dni, miesięcy czy lat mieliśmy przed sobą. Zawsze będziemy razem. Taki rodzaj miłości był czymś poważnym. To ważniejsze niż planeta pełna psychopatycznych kosmitów czy rządowa organizacja."

Epilog to przeniesienie zdarzeń o jedenaście miesięcy do przodu, co było zabiegiem doskonałym. Dzięki niemu mogłam dowiedzieć się, w jakim kierunku podążają losy bohaterów, czym się teraz zajmują, jak sobie radzą. Niezwykle spodobało mi się ukazanie małej, rodzinnej imprezy, a osóbka, która grała w nim pierwsze skrzypce była zachwycająca.

Wciąż jestem pod ogromnym wrażeniem Opposition. Nie spodziewałam się, że autorce uda się doprowadzić mnie prawie do łez, rozbawić tak wielokrotnie i nie pozwolić oderwać się od lektury nawet na chwilę. Czytałam cały dzień, a wszystkie zaplanowane czynności odeszły na drugi plan. Tylko najbardziej porywającym twórcom się to zdarza, a teraz Jennifer L. Armentrout dołączyła do tego grona.
Ocena: świetna [6/6]


Autor:  Jennifer Armentrout
Tom: V
Wydawnictwo: Filia
Ilość stron: 464
Cena: 39,90 zł
Data przeczytania:  2016-02-01
Skąd: biblioteka publiczna

Seria Lux: 
  Obsydian  ---  Onyks  ---  Opal  ---  Orygin  ---  Opposition
+ Obsesja

Komentarze

  1. Jak na razie przeczytałam pierwszy tom i utknęłam. Nie mam pojęcia, czy chce mi się ciągnąć tę serię, tym bardziej, że nie ma całej w bibliotece. Niemniej, cieszę się, że ten tom zachwyca.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dwa kolejne mogę Ci pożyczyć jak już się zdecydujesz. :) Poziom tomów jest różnorodny, ale drugi serdecznie polecam :)

      Pozdrawiam.

      Usuń
  2. "Opposition" zdecydowanie stanowi bardzo dobre zakończenie serii, tym bardziej, że mimo wielu nowości i straciło ważnych i dobrych elementów z poprzednich tomów. Trochę żałuję, że nie wyjaśniło w końcu kim jest Luc, ale mam nadzieję, że w nowej serii coś na ten temat będzie. :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale przecież od razu wiadomo było kim jest Luc, to nowe pokolenie Oryginów. ;) Nie wiem, czy o to Ci chodziło. :)
      Będzie nowa seria?

      Pozdrawiam.

      Usuń
  3. Chciałabym w końcu przeczytać całą serię ;) I do tego skompletować ją na własnych półkach!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Życzę Ci i sobie tego, gdyż mi wciąż dwóch ostatnich brakuje. ;)

      Pozdrawiam.

      Usuń
  4. Przeczytałam dawno temu pierwszy tom i mimo że mi się nawet podobał to nie na tyle żeby kontynuować serię. Teraz jednak coraz więcej osób się nią zachwyca i mam mętlik w głowie.

    withcoffeeandbooks.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam serdecznie! Pierwszy tom to trochę lepsza wersja Zmierzchu, ale im dalej tym serie całkowicie od siebie odchodzą. :)

      Pozdrawiam.

      Usuń
  5. Odpowiedzi
    1. Ja też! :D Masz już za sobą całą?

      Pozdrawiam.

      Usuń
  6. Właśnie sięgam po origin :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak wrażenia? Mnie tom IV bardzo się podobał. ;)

      Pozdrawiam.

      Usuń
  7. Ach nie mogę się doczekać, kiedy w końcu dokończę tę serię <3

    Fluff

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zabieraj się szybko za czytanie ;) Ile jeszcze tomów Ci zostało? :D

      Pozdrawiam.

      Usuń
  8. Jedna z moich ulubionych serii. Wszystkie tomy stoją na półce.Ostatnia część jest dobrym finałem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że się ze mną zgadzasz :)

      Pozdrawiam.

      Usuń
  9. Całą serię mam w swoich planach! :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Cała seria wygląda BARDZO ładnie! :D
    I pewnie bym się zakochała w tej historii... ale na razie mam ochotę na typowe obyczajówki ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na półce wyglądają świetnie, ale to nie są obyczajówki!

      Pozdrawiam.

      Usuń
  11. Od dawna planowałam rozpocząć tę serie plus Twój śliczny stosik tych książek oraz świetna recenzja jeszcze bardziej mnie do tego zachęciło. ;)
    Buziaki. :**

    OdpowiedzUsuń
  12. Jeśli chodzi o Lux, moim faworytem jest tom czwarty, który dał mi takiego kaca książkowego, że myślałam, że się w życiu nie pozbieram. Tom piąty też był świetny, ale moim faworytem już na zawsze pozostanie Origin. Masa napięcia + śmierci + świetnych wątków + nowych elementów + dramatu. Cudo! Aczkolwiek nie dziwię się, że tak bardzo spodobał ci się finał - też byłam zachwycona. :)
    Pozdrawiam,
    Sherry

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Drogi czytelniku,
cieszę się, że pojawiłeś się na moim blogu. To już jest dla mnie wiele, ale jeśli masz ochotę pozostaw po sobie jeszcze komentarz. Każdy z nich sprawia mi ogromną przyjemność, bo wiem wtedy, że moje pisemne starania nie poszły na marne. Miłego czytania i komentowania.

Pozdrawiam,
Patrycja.

Wejścia

Popularne posty z tego bloga

Cesarz cierni

Drama Time: We Best Love No. 1 For You (recenzja)

Drama time: Penthouse sezon I (recenzja)