Wpadki i wypadki Josephine F.
Druga Bridget Jones?
Właśnie tego oczekiwałam po przeczytaniu opisu tej książki, że będzie to powieść niczym "Dziennik Bridget Jones". W sumie wystarczyłaby lekkość i humor, to w głównej mierze było domeną powieści Fielding i za to ją uwielbiam. Wiadomo przebić oryginał, pierwowzór, czy jak to tam nazwać, byłoby ciężko, ale są szanse.
Mazarine Pingeot w swojej książce poszła w zupełnie innym kierunku. Siliła się na humor, siliła się na oryginalność, a to nigdy nie wychodzi. Jej książce "Wpadki i wypadki Josephine F." tak daleko do "Dziennika Bridget Jones" jak tylko można.
Kluczowy w tej powieści powinien być humor, na co z całego serca liczyłam, jednak oni razu nie uniósł mi się nawet kącik ust, a o śmianiu się w głos nie było nawet mowy. Książka nie była błyskotliwa, nie wyczułam, by ukazywała życie zwykłej kobiety, lecz jakiejś sztucznej postaci, której na pewno nie chciałabym spotkać(z Bridget chciałam się zaprzyjaźnić).
Główna bohaterka to również narratorka powieści. To ona odgrywa pierwsze skrzypce, to ona jest najważniejsza. Ukazuje nam swoje uczucia, emocje, myśli. Większość z jej rozmyśleń niezwykle odbiega od początkowego miejsca zdarzenia, raz myśli o jednym, raz o drugim, kompletnie nie mogłam za nią nadążyć. Wspomnienia z przeszłości przeplatają sie u niej z listą zakupów, czy rozmową z ludźmi. Jej tok myślenia był dla mnie nie do ogarnięcia, co zdecydowanie przeszkadzało w lekturze.
Postaci poboczne, czy to drugoplanowe, czy epizodyczne były zaś papierowe, do tego nawet to nie może w pełni ich określić. Na wszystkich patrzyliśmy przez pryzmat Josephine, więc to ona nadawała cechy postaciom. Jej mąż-zły, jej dzieci-kochane, jej szef-tajemniczy, jej przyjaciółki-dobre. Nikogo nie polubiłam, jeszcze lepiej nikogo nie zapamiętałam, to jedynie, co mogę o nich powiedzieć, gdyż wszystko skupiało się wokół głównej postaci...
Książka jest krótka, z pozoru wydaję się lekka. Wszystko przez cudowną, zabawną okładkę, która skusiła mnie do przeczytania. Wnętrze jednak skrywa koszmar, do którego czytania musiałam się zmuszać i to tylko, dlatego że organizatorce konkursu obiecałam przeczytać książkę. Dialogi były znikome, do tego jeszcze niejasno oznaczone, więc utrudniały zrozumienie, czy to mówi bohaterka, czy ktoś inny, a może ona to rozmyślenia...
Właśnie tych rozmyślań było dużo. Jak już pisałam rządził nimi chaos, był chaotyczne, niepoukładane, jak dla mnie nie miały też grama logiki. Czytając zastanawiałam się jak myśli w ogóle mogły biec takim torem... Najwięcej czasu Josephine poświęciła wszom i zmywarce. To chyba były dwa jej główne problemy, które ją pochłaniały. Pal licho dzieci, pal licho pracę, to to było najważniejsze...
"Wpadki i wypadki Josephine F." były jedna z najgorszych lektur, jakie miałam okazję czytać i piszę o tym otwarcie. Najgorsze był moje oczekiwania, może zbyt wygórowane, ale po przeczytaniu opisu, można się spodziewać naprawdę zabawnej lektury z polotem. Nic jednak z tego. Niestety...
Ocena: beznadziejna [1/6]
Autor: Mazarine Pingeot
Właśnie tego oczekiwałam po przeczytaniu opisu tej książki, że będzie to powieść niczym "Dziennik Bridget Jones". W sumie wystarczyłaby lekkość i humor, to w głównej mierze było domeną powieści Fielding i za to ją uwielbiam. Wiadomo przebić oryginał, pierwowzór, czy jak to tam nazwać, byłoby ciężko, ale są szanse.
Mazarine Pingeot w swojej książce poszła w zupełnie innym kierunku. Siliła się na humor, siliła się na oryginalność, a to nigdy nie wychodzi. Jej książce "Wpadki i wypadki Josephine F." tak daleko do "Dziennika Bridget Jones" jak tylko można.
Kluczowy w tej powieści powinien być humor, na co z całego serca liczyłam, jednak oni razu nie uniósł mi się nawet kącik ust, a o śmianiu się w głos nie było nawet mowy. Książka nie była błyskotliwa, nie wyczułam, by ukazywała życie zwykłej kobiety, lecz jakiejś sztucznej postaci, której na pewno nie chciałabym spotkać(z Bridget chciałam się zaprzyjaźnić).
Główna bohaterka to również narratorka powieści. To ona odgrywa pierwsze skrzypce, to ona jest najważniejsza. Ukazuje nam swoje uczucia, emocje, myśli. Większość z jej rozmyśleń niezwykle odbiega od początkowego miejsca zdarzenia, raz myśli o jednym, raz o drugim, kompletnie nie mogłam za nią nadążyć. Wspomnienia z przeszłości przeplatają sie u niej z listą zakupów, czy rozmową z ludźmi. Jej tok myślenia był dla mnie nie do ogarnięcia, co zdecydowanie przeszkadzało w lekturze.
Postaci poboczne, czy to drugoplanowe, czy epizodyczne były zaś papierowe, do tego nawet to nie może w pełni ich określić. Na wszystkich patrzyliśmy przez pryzmat Josephine, więc to ona nadawała cechy postaciom. Jej mąż-zły, jej dzieci-kochane, jej szef-tajemniczy, jej przyjaciółki-dobre. Nikogo nie polubiłam, jeszcze lepiej nikogo nie zapamiętałam, to jedynie, co mogę o nich powiedzieć, gdyż wszystko skupiało się wokół głównej postaci...
Książka jest krótka, z pozoru wydaję się lekka. Wszystko przez cudowną, zabawną okładkę, która skusiła mnie do przeczytania. Wnętrze jednak skrywa koszmar, do którego czytania musiałam się zmuszać i to tylko, dlatego że organizatorce konkursu obiecałam przeczytać książkę. Dialogi były znikome, do tego jeszcze niejasno oznaczone, więc utrudniały zrozumienie, czy to mówi bohaterka, czy ktoś inny, a może ona to rozmyślenia...
Właśnie tych rozmyślań było dużo. Jak już pisałam rządził nimi chaos, był chaotyczne, niepoukładane, jak dla mnie nie miały też grama logiki. Czytając zastanawiałam się jak myśli w ogóle mogły biec takim torem... Najwięcej czasu Josephine poświęciła wszom i zmywarce. To chyba były dwa jej główne problemy, które ją pochłaniały. Pal licho dzieci, pal licho pracę, to to było najważniejsze...
"Wpadki i wypadki Josephine F." były jedna z najgorszych lektur, jakie miałam okazję czytać i piszę o tym otwarcie. Najgorsze był moje oczekiwania, może zbyt wygórowane, ale po przeczytaniu opisu, można się spodziewać naprawdę zabawnej lektury z polotem. Nic jednak z tego. Niestety...
Ocena: beznadziejna [1/6]
Autor: Mazarine Pingeot
Tom: -
Wydawnictwo: Literackie
Ilość stron: 240
Cena: 34,90 zł
Data przeczytania: 2015-06-29
Skąd: własna biblioteczka
Haha, ale chociaż okładkę ma ładną! ;)
OdpowiedzUsuńI dupa, za przeproszeniem, bo miałam ochotę na tą książkę :( cóż, pozostaje mi nadal przyjaźnić się z Bridget :)
OdpowiedzUsuńOj, widać nie zadowoliła Cię ta książka... Czasem tak jest, gdy za dużo oczekujemy i nastawiamy się na coś innego. Ale takie rozczarowania czytelnicze też są potrzebne. :)
OdpowiedzUsuń:)
OdpowiedzUsuńŻe tak powiem, dobrze wiedzieć. Chociaż nie zazdroszczę perypetii z tą książką:)
Dobrze, że o niej napisałaś, teraz już wiem, że powinnam ją omijać :)
OdpowiedzUsuńO książce nawet wcześniej nie słyszałam i na szczęście nie mam czego żałować :)
OdpowiedzUsuńWspółczuję, że trafiłaś na te książkę, ale dzięki za ostrzeżenie. Na pewno będę się od niej trzymać z daleka.
OdpowiedzUsuńWygląda na to, że będę się trzymać od tej książki z daleka. ;)
OdpowiedzUsuńCoś mi się wydaję, że jakby nawet miała niskie wymagania to też by mi się nie spodobała.
OdpowiedzUsuńCzyli zdecydowanie widzę, że nie mam po nią sięgać.
OdpowiedzUsuńCzytałam już gdzieś o tej książce i recenzja również nie była pozytywna. Szkoda że książka tak Cię zmęczyła, tylko zmarnowałaś czas. No ale niestety czasem też się trafiają takie książki :/. Ja wiem, że na pewno będę jej unikać.
OdpowiedzUsuńNie miałam jej w planach i to się nie zmieni :) Szkoda tylko, że tak się rozczarowałaś. Nawet jeśli książka ma pełnić rolę lekkiej, niewymagającej lektury to powinniśmy czerpać przyjemność z czytania, a tutaj widzę, że było wręcz przeciwnie.
OdpowiedzUsuńPierwsze słyszę o tej książce ;)
OdpowiedzUsuńSzkoda, że tak bardzo się rozczarowałaś. Ale wcale ci się nie dziwię, bo nie chciałabym w kółko czytać o wszach i zmywarce :)
OdpowiedzUsuńNawet "Dzienników..." nie lubiłam, więc ta książka pewnie tym bardziej by mnie męczyła...
OdpowiedzUsuńWow, druzgocąca recenzja, ale takie lubię czytać najbardziej:) Przykro mi, że Twoje spotkanie z tą książką okazało się koszmarem, ale z drugiej strony pomyśl o plusach całej sytuacji - ostrzegłaś innych blogerów przed jej przeczytaniem:)))) Dziękuję Ci za to:)))
OdpowiedzUsuńNie żebym chciała wcześniej przeczytać tą książkę, ale teraz na pewno będę jej unikać. Nie lubię takich głównych bohaterek, a chaos wśród przemyśleń i narracji może doprowadzić mnie do szewskiej pasji.
OdpowiedzUsuńŚwietna recenzja! Również chciałam przeczytać tę książkę ze względu na podobieństwo do Bridget Jones, ale teraz sobie odpuszczę. Nie mam totalnej ochoty na marnowanie czasu na coś, co będę musiała zmęczyć. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńNie pamiętam kiedy ostatnio tak nisko oceniłaś książkę. będę się od niej trzymać z daleka.
OdpowiedzUsuńŁoooł. Okej. Lubię Bridget Jones, zdecydowanie popieram twój pomysł o zaprzyjaźnieniu się z tą bohaterką, gdyby istniała w rzeczywistości. Nie widzi mi się czytać coś co jest niby wzorowane na Bridget, ale totalnie zepsute, jak "Wpadki i wypadki". Nie ma opcji, żebym tknęła, choćby kijem, tą pozycję.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Sherry