Szukając Alaski
Bomba z opóźnionym zapłonem
Każdy ma w życiu coś do czego dąży. Dla niektórych będą to wielkie osiągnięcia, dla innych mniejsze codzienne cuda. Jedno będą chcieli zwyciężyć olimpiadę, inni znaleźć szczęście w życiu. Kolejni marzą o cudownym domu, inni o zawodzie marzeń. Ktoś chcę wynaleźć lek na raka, ktoś inny przebiec jeszcze trzysta metrów. Cel jest ważny, bez niego nie rozwijamy się, stoimy w miejscu. Niektóre cele jednak odbiegają daleko od dążeń innych ludzi, są inne, wyróżniające się, odmienne. A jakie jest cel bohaterów powieści Johna Greena "Szukając Alaski"?
Miles jest chłopakiem, który przez całe swoje życie był samotnikiem, stał na uboczu, nie miał przyjaciół, a jego pasją było zapamiętywanie ostatnich słów sławnych ludzi. Liczył, że studia go zmienią, że szkoła, w której uczył się jego ojciec pomoże mu znaleźć przyjaciół. Tak trafił do Culver Creek, szkoły z internatem. Poznał tam Alaskę, Pułkownika... I nic już nie było takie jak dawniej.
Jedna książka coś mi odebrała, coś mi dostarczyła, coś we mnie poruszyła i była to właśnie powieść Johna Greena. Dzięki "GNW" i emocjach, jakie wypłynęły ze mnie podczas jej czytania. Po takiej książce oczekiwania są ogromne. Liczyłam na przynajmniej w przybliżeniu tak duże ilości pytań i niewiadomych...
Ta książka wpłynęła na mnie inaczej. Nie mówię od razu, że była zła. Jedynie nie wywołała takiej gamy Jej konstrukcja przypominała mi drogę do wybuchu bomby jądrowej. Najpierw długie przygotowania, opracowywanie planów, założeń, poznanie różnych rozwiązań. Następnie szybki, niebezpieczny, lekko niezrozumiały wybuch. A potem lot w drogą stronę szybszy, gwałtowniejszy, z powolnym spadaniem. Pomysł znakomity, jednak mam pewne ale...
Mowa tu w głównej mierze o bohaterach, byli prawdziwi, ale równocześnie sztuczni. To nie byli superbohaterowie, ludzie idealni, mieli wady, byli irytujący, ale z drugiej strony wyczuwałam jakby w ciała w młodych ludzi autor zamknął dorosłych z wieloletnim doświadczeniem życiowych. Ich postaci były sprzeczne. Nie mogłam przez to ich polubić, zrozumieć, poznać. Czytałam o zdarzeniach z ich udziałem, ale nie miałam z tego żadnej radości. Przez całą książkę nie miałam ochoty na ich poznawanie. Żadnego, czy to głównego Milesa, czy też jego ukochanej Alaski, czy przyjaciela Pułkownika. Wciąż są dla mnie obcy.
Podobały mi się jedynie ich idee, cele, to że nie chcieli być szarym punktem w społeczeństwie, kolejną komórką ludzką. To że szukali wyjścia z labiryntu, czasem nawet sami tego nie pojmując było wielkie. Nie każda jednak z obranych przez nich dróg była słuszna. Ale jak powszechnie wiadomo labirynty są pełne pułapek i niebezpieczeństw.
Tykająca bomba wybuchła gdzieś w środku książki. Odliczanie do niej trwało, więc odczuwałam wyczekiwanie, co też może się stać. Jednak nawet mimo zmniejszającej się ilości dni trudno było podejrzewać taki zwrot zdarzeń. Dla mnie to był jednak też punkt najmocniejszy, taka wyżyna w książce otoczona depresjami.
"Szukając Alaski" to książka, którą wymęczyłam. Czytałam ją długo, jednak nie miała w moich oczach jedynie słabych stron. Zbyt duże wymagania mogą niszczyć radość z czytania. Jednak chyba nie tylko one zaważyły o mojej ocenie.
Ocena: średnia-[3-/6]
Każdy ma w życiu coś do czego dąży. Dla niektórych będą to wielkie osiągnięcia, dla innych mniejsze codzienne cuda. Jedno będą chcieli zwyciężyć olimpiadę, inni znaleźć szczęście w życiu. Kolejni marzą o cudownym domu, inni o zawodzie marzeń. Ktoś chcę wynaleźć lek na raka, ktoś inny przebiec jeszcze trzysta metrów. Cel jest ważny, bez niego nie rozwijamy się, stoimy w miejscu. Niektóre cele jednak odbiegają daleko od dążeń innych ludzi, są inne, wyróżniające się, odmienne. A jakie jest cel bohaterów powieści Johna Greena "Szukając Alaski"?
Miles jest chłopakiem, który przez całe swoje życie był samotnikiem, stał na uboczu, nie miał przyjaciół, a jego pasją było zapamiętywanie ostatnich słów sławnych ludzi. Liczył, że studia go zmienią, że szkoła, w której uczył się jego ojciec pomoże mu znaleźć przyjaciół. Tak trafił do Culver Creek, szkoły z internatem. Poznał tam Alaskę, Pułkownika... I nic już nie było takie jak dawniej.
Jedna książka coś mi odebrała, coś mi dostarczyła, coś we mnie poruszyła i była to właśnie powieść Johna Greena. Dzięki "GNW" i emocjach, jakie wypłynęły ze mnie podczas jej czytania. Po takiej książce oczekiwania są ogromne. Liczyłam na przynajmniej w przybliżeniu tak duże ilości pytań i niewiadomych...
Ta książka wpłynęła na mnie inaczej. Nie mówię od razu, że była zła. Jedynie nie wywołała takiej gamy Jej konstrukcja przypominała mi drogę do wybuchu bomby jądrowej. Najpierw długie przygotowania, opracowywanie planów, założeń, poznanie różnych rozwiązań. Następnie szybki, niebezpieczny, lekko niezrozumiały wybuch. A potem lot w drogą stronę szybszy, gwałtowniejszy, z powolnym spadaniem. Pomysł znakomity, jednak mam pewne ale...
Mowa tu w głównej mierze o bohaterach, byli prawdziwi, ale równocześnie sztuczni. To nie byli superbohaterowie, ludzie idealni, mieli wady, byli irytujący, ale z drugiej strony wyczuwałam jakby w ciała w młodych ludzi autor zamknął dorosłych z wieloletnim doświadczeniem życiowych. Ich postaci były sprzeczne. Nie mogłam przez to ich polubić, zrozumieć, poznać. Czytałam o zdarzeniach z ich udziałem, ale nie miałam z tego żadnej radości. Przez całą książkę nie miałam ochoty na ich poznawanie. Żadnego, czy to głównego Milesa, czy też jego ukochanej Alaski, czy przyjaciela Pułkownika. Wciąż są dla mnie obcy.
Podobały mi się jedynie ich idee, cele, to że nie chcieli być szarym punktem w społeczeństwie, kolejną komórką ludzką. To że szukali wyjścia z labiryntu, czasem nawet sami tego nie pojmując było wielkie. Nie każda jednak z obranych przez nich dróg była słuszna. Ale jak powszechnie wiadomo labirynty są pełne pułapek i niebezpieczeństw.
Tykająca bomba wybuchła gdzieś w środku książki. Odliczanie do niej trwało, więc odczuwałam wyczekiwanie, co też może się stać. Jednak nawet mimo zmniejszającej się ilości dni trudno było podejrzewać taki zwrot zdarzeń. Dla mnie to był jednak też punkt najmocniejszy, taka wyżyna w książce otoczona depresjami.
"Szukając Alaski" to książka, którą wymęczyłam. Czytałam ją długo, jednak nie miała w moich oczach jedynie słabych stron. Zbyt duże wymagania mogą niszczyć radość z czytania. Jednak chyba nie tylko one zaważyły o mojej ocenie.
Ocena: średnia-[3-/6]
Autor: John Green
Tom: -
Wydawnictwo: Bukowy Las
Ilość stron: 320
Cena: 34,90 zł
Data przeczytania: 2014-09-08
Skąd: własna biblioteczka
Inne książki autora na blogu:
Ooooooj. To niedobrze. Bardzo niedobrze. Zastanawiałam się, czy kupić tą książkę czy "Papierowe miasta" i wiesz... chyba postawię na to drugie, bo z tego co właśnie przeczytałam wnioskuję, że naprawdę wiele nie stracę, jeśli tą sobie - przynajmniej na razie - odpuszczę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Sherry
Przed chwilą czytałem recenzję jednej z książek z tej serii, która także była przeciętna. Tak więc już się upewniłem, że nie sięgnę po tego autora.
OdpowiedzUsuńHmmm... Mamy zupełnie inne opinie na temat tej książki. Bo mnie w niej wszystko pasowało, była (przynajmniej w moim odczuciu) o niebo lepsza od "GNW", prawdziwa, mara, inspirująca i przede wszystkim ciekawa. Głównych bohaterów polubiłam i wcale sprzeczni mi się nie wydawali - byli po prostu inteligentni ^^ A Alaska jest jedną z najciekawszych postaci książkowych, wybuchowa, energiczna, żywiołowa... No cóż, każdy może mieć inne zdanie, ja była zachwycona tą książka i jak do tej pory jest moją ulubioną pozycją Greena. "Papierowe miasta" na przykład strasznie przynudzają :P
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło :))
zaczarrowana.blogspot.com
Nie jestem pewna, czy kiedykolwiek jeszcze sięgnę po tego Autora... Gwiazdy mnie rozczarowały bardzo. Inni się zachwycają, a ja ledwo przebrnęłam.
OdpowiedzUsuńCzytałam tylko jedną książkę autora "Gwiazd naszych wina" i mi się bardzo podobała i mam w planach też inne ;)
OdpowiedzUsuńhttp://pasion-libros.blogspot.com/
No ja też mam zastrzeżenia co do tej książki. Niby ma jakiś przekaz, ale brakowało mi emocji i po prostu czegoś co by mnie poruszyło.
OdpowiedzUsuńJa mam pewne wąty do Greena, ale generalnie lubię jego książki. Gdybym miała je ustawić w kolejności od najlepszej, to wyglądałoby to tak: GNW, SA, 19RK i PM... Ta ostatnia średnio mi się podobała..
OdpowiedzUsuńMam od dawna w planach."Gwiazd naszych wina" mnie oczarowało, więc muszę przeczytać i tę książkę.
OdpowiedzUsuńDla mnie "Szukając Alaski" była najgorsza ze wszystkich książek Greena, jakie do tej pory czytałam i na pewno do niej wracać nie będę. Ale spędziłam przy niej stosunkowo przyjemny czas. Choć główna bohaterka niezwykle mnie irytowała.
OdpowiedzUsuńZ pewnością po nią sięgnę, bo chcę sprawdzic czy będzie mi się podobała... Gwiazd naszych wina nie wywołała wow, więc zobaczymy jak bedzie z tą. :)
OdpowiedzUsuńNie czytałam jeszcze żadnej z książek Greena i póki co nie spieszy mi się, by to zmieniać...
OdpowiedzUsuńja zupełnie inaczej. bardzo przywiązałam sie do bohaterów, byli mi naprawdę bliscy. całą książke strasznie przezyłam, ale i straszine dużo sie przy niej śmiałam. nawet mimo tego że na samym początku domyśliłam się, co się stanie kiedy "bomba wybuchnie", trudne to nie było, i tak Alaska jest według mnie o wiele fajniejsza niż GNW ;>
OdpowiedzUsuńGreen ma sporo swoich zwolenników, ale ja raczej do nich nie należę. Jakoś nie mogę przebrnąć przez te książki, więc odkładam.
OdpowiedzUsuńCóż, w moich oczach wypadła zdecydowanie lepiej. Bardzo ciekawe było też zastosowanie tego odliczania. A jednak, gdy pewnego dnia ponownie ją otworzyłam, tym razem na losowej stronie, jakoś mnie nie zachwyciła, więc nie wiem, czy moja ocena nie uległaby zmianie. Za jakiś czas będę musiała to sprawdzić. ;)
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam ją na początku roku. Z jednej strony spodobał mi się ironiczny styl autora,główna bohaterka, ale wkurzało mnie to, że oni non stop pili, palili itd... Ja oceniłam na 7/10.
OdpowiedzUsuńTej książki Greena akurat nie czytałam, więc się nie wypowiem :)
OdpowiedzUsuńnaczytane.blog.pl
Czytałam na razie tylko GNW, ale mam w planach przeczytać kiedyś Szukając Alaski :)
OdpowiedzUsuńCzytałam tylko GNW i po różnych recenzjach wnioskuję, że to może być najlepsza jego książka. Mimo wszystko mam w planach kolejne jego książki, więc pewnie przeczytam :)
OdpowiedzUsuńSerdecznie zapraszam do mnie: http://kulturka-maialis.blogspot.com
Zaczęłam czytać tę lekturę jakiś czas temu, ale po kilku rozdziałach odłożyłam, bo wydała mi się nudna.
OdpowiedzUsuńserdecznie pozdrawiam, zwariowana książkoholiczka
To już druga recenzja tej książki, którą przeczytałam. Autorka tej pierwsze była zachwycona, ty wręcz przeciwnie. Po "zsumowaniu" informacji zawartych z tych dwóch postach stwierdzam z całą stanowczością, że to książka na pewno nie dla mnie.
OdpowiedzUsuńksiazkowy-swiat-niki.blogspot.com
Właśnie czytam ,,Papierowe miasta"z i mnie przyjemnie zaskoczyły. Mam nadzieję, że dasz jeszcze szansę temu autorowi :)
OdpowiedzUsuńIle osób, tyle opinii. Mnie akurat "Szukając Alaski" oczarowało bardziej niż "Gwiazd naszych wina". ;-)
OdpowiedzUsuńNie czytałam jeszcze żadnej książki tego autora, ale jeśli już się na to zdecyduję to zacznę od 'Gwiazd naszych wina', a dopiero później zabiorę się za inne :)
OdpowiedzUsuńJa Greena nie znam, ale może kiedys skuszę się na jego książki. Zastanawiam się tylko, czy zacząć od Gwiazd naszych wina, czy od jakiejś innej jego książki. Szukając Alaski przekonuje mnie tymi ideami, które wspomniałaś w recenzji ;)
OdpowiedzUsuńUwielbiam książki Greena, a tą uważam za jedną z lepszych (a raczej część "Po") :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Alpaka
Widzę, że słabo wypadła w twoich oczach. Ja niestety jeszcze nie czytałam książek Greena ale może kiedyś mi się uda .
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o Greena to ,,Gwiazd naszych wina" jest chyba jego najlepszą powieścią. Tej o której piszesz nie czytałam. Czytałam ,,Papierowe miasta" gdzie irytowała mnie postać Margo. Strasznie irytowała :)
OdpowiedzUsuńMyślałam o tym by przeczytać ,,Szukając Alaski" ale Twoja opinia potwierdziła moje przeczucia i chyba na razie sobie odpuszcze jego książki.. :)