Recenzja: Bez serca - Marissa Meyer
Alicja, to znaczy Catherine w Krainie Czarów
Catherine była szczęśliwą dziewczyną, której ogromną pasją było pieczenie, jej wypieki cieszyły nawet samego króla, dziewczyna miała też w nocy sny, które stawały się tak realne, że w jej domu rosły drzewa, o których śniła. Pewnego dnia na balu dziewczyna zobaczyła cudownego trefnisia, który zauroczył ją od razu. Tej samej nocy Szalony Kot zdradził jej, że o jej rękę ubiega się sam król. Dziewczyna ucieka z balu, ale czy to ją uratuje. Jej marzenie o piekarni w centrum królestwa nie łączy się z zastaniem królową, szczególnie z tym malutkim, rumianym i śmiesznym królem.
Przyznam się, że w historię trudniej było mi się wciągnąć niż w Sagę Księżycową. Bez serca jest opowieścią bajkową, w cytatach nawiązuję do Poego, autorka stylizuje język na bardziej dworski, elegancki. Sama otoczka jest lekko szalona, nawiązując do Alicji, jednocześnie duży nacisk kładzie się na romans.
Zaznaczę, że nie czytało mi się tej książki lekko. Po prostu czułam się lekko nią przytłoczona, była mało innowacyjna, nie czułam tego gorącego uczucia między bohaterami, stąd nie potrafiłam wczuć się w ich sytuację. Na domiar złego nie polubiłam głównej bohaterki. Bardzo mnie irytowała, stojąc trochę po jednej stronie, trochę po drugiej. Jeśli pomysłem autorki było sprawienie bym jej współczuła, to nie udało mi się, nie będę współczuć Królowej Kier.
Komentarze
Prześlij komentarz
Drogi czytelniku,
cieszę się, że pojawiłeś się na moim blogu. To już jest dla mnie wiele, ale jeśli masz ochotę pozostaw po sobie jeszcze komentarz. Każdy z nich sprawia mi ogromną przyjemność, bo wiem wtedy, że moje pisemne starania nie poszły na marne. Miłego czytania i komentowania.
Pozdrawiam,
Patrycja.