Regulate (Taeyong version) - NCT 127

To dopiero początek!

W zeszłym roku, jakoś na początku, koleżanka pokazała mi Yearbook od NCT, zespołu z 18 członkami. Wtedy sądziłam, że to szalone i nigdy nie odnajdę się w tak dużej grupie i nie poznam ich. Przyszedł jednak czas wydania Baby don't stop, czyli piosenki Taeyonga i Tena, bogów tańca... Wtedy właśnie przepadłam i całkowicie wciągnęłam się w zespół. Nie kupiłam jeszcze wtedy albumu Empathy, który moim zdaniem jest najlepszy w ich dorobku, bo wtedy sądziłam, że będę kupowała tylko albumy ubandu... Moje myślenie się zmieniło, kiedy wkręciłam się bardziej w zespół.

Moim biasem został Taeyong, więc wydanie Regulate z jego twarzą na okładce było tylko pretekstem do rozpoczęcia kupowania albumów(dwa kolejne idą już do mnie pocztą). Wracając jednak do głównego tematu. Regulate to pierwszy rapackage album od NCT w ogóle, a także od NCT 127. Zawiera piosenki tylko od unitu NCT 127, inaczej niż Empathy, które zawierało wersje wszystkich unitów(stworzę o tym oddzielny post kiedyś, bo specyfika ich grupy jest naprawdę godna opisania, szczególnie teraz po wyjściu chińskiego unitu).

Przyznam się, że nie kupiłam pierwszego full albumu od NCT 127, bo tak naprawdę moim ulubionym unitem jest NCT U, jednak jak wspomniałam sesja zdjęciowa i okładka mnie przekonała. Do tego jak się dowiedziałam NCT U na razie nie mają albumu i się na to szybko nie zapowiada(ale może ten rok, proszę, proszę), więc musiałam zacząć sięgać po inne grupy. Mam w planach kupić wszystkie ich albumy, muszę znów znaleźć pracę dorywczą, bo inaczej na koncie będą pustki...


Sądzę, że w tej recenzji będę bardzo skakać po tematach, więc wybaczcie, ale to jest tak, gdy piszę się pierwszy raz o jednym z ulubionych zespołów, przesłuchało się wszystkie albumy, a ma się na razie w rękach tylko jeden z nich. Ogółem jest to najnowszy fizyczny album od NCT w ogóle. Dotarł do mnie jeszcze w listopadzie, jednak jak widzicie recenzja tworzy się teraz...

Regulate zawiera 14 pozycji. To naprawdę sporo piosenek do przesłuchania, ale nie można się dziwić, skoro zawiera od również piosenki z pełnego albumu "Regular-Irregular"(w złej kolejności, ale również dodam recenzję, bo do mnie mknie). Powtarzających się pozycji jest aż 11, dodatkowo mamy piosenkę "Welcome to my playground", "Simon says", która jest title trackiem oraz "Interlude: Regular to Irregular". Nie będę w tej recenzji opisać pozostałych piosenek, bo co zostanie mi na poprzedni album... Skupię się na tych dodanych.

Zacznę od piosenki, z którą zespół się promował. "Simon says" to nadpiosenka. Jest chora, jest genialna, jest po prostu warta posłuchania. Ma w sobie coś uzależniającego, wokale, rap brzmią świetnie, w całym teledysku wciąż czuć jakiś niepokój. Rozumiem, dlaczego nie ma aż tyle wyświetleń, co "Boss" z początku 2018, bo to specyficzna piosenka. Specyficzna nie znaczy zła, ale raczej nie dla wszystkich, nie jest to do końca imprezowa nuta. Niektórzy porównują to do początków NCT 127 z "Fire truck". Wydaję mi się, że to dobre porównanie, piosenka nie spodoba się wszystkim, ale mnie całkowicie kupiła.


"Welcome to my playground" to coś już całkowicie innego. Zaczyna się spokojniej, jest jakby ciepłym wiatrem, a nawet czymś słodkim, naprawdę szokujące, że dwie piosenki znalazły się w tym samym albumie. Ta jest idealna do posłuchania, by się zrelaksować. Muszę tu wspomnieć o wokalu Heechana, bo jest cudowny, mój ulubiony w NCT. W tej piosence jakoś tak gryzie mi się rap, pierwszy raz u NCT 127 wydaje się on niepotrzebny.

Na koniec "Interlude: Regular to Irregular", które właściwie nie jest piosenką, a melodią, w której o tym, czym jest marzenie wypowiadają się członkowie. Cudowne jest to, że mówi w niej po koreansku najnowszy członek Jungwoo, po japońsku Yuta, po chińsku Win Win, zaś po angielsku Johnny. Niestety smutne jest to, że to właśnie oni zwykle mają mało linijek w piosenkach, dobrze że tu chociaż mogli się wypowiedzieć. Ogółem to jakoś te wyzwania mnie poruszyły, sprawiły, że sama zaczęłam się zastanawiać nad swoimi marzeniami...  


Przejdźmy teraz do mniej melancholijnej części.  Chciałabym powiedzieć Wam trochę o wydaniu albumu. NCT 127 ma aż 10 członków na ten comeback, stąd SM stworzyło 10 różnych wersji nakładek na albumy. Chciałabym mieć je wszystkie, ale jako że moje fundusze są ograniczone postanowiłam pozostać tylko przy moim ulubionym Taeyongu. Photobook jest duży, wielkościowo mogę go porównać do winyla, zawiera sesję 20 zdjęć członków, każdy po dwa duże zdjęcia mieszczące się na całej stronie. Dodatkowo mamy również spis utworów i tekst każdego z nich wewnątrz. Z każdym albumem można było również dostać kartę, mnie udało się znów dostać Teayonga oraz jego kartę z podziękowaniami. Preorderowo udało mi się też zyskać plakat! 

Uwielbiam albumy kpopowe, zawsze poza muzyką otrzymujemy coś jeszcze, co zawsze ciekawi. Niedługo dostanę dwa kolejne ich albumy, więc czekajcie na to. Polecam posłuchać piosenek z albumu, szczególnie Simon says, bo to moja ulubiona wśród albumu! 

Komentarze

Wejścia

Popularne posty z tego bloga

Cesarz cierni

Drama Time: We Best Love No. 1 For You (recenzja)

Drama time: Penthouse sezon I (recenzja)