Recenzja: "Demon z samotnej wyspy" Edogawa Ranpo
Powieść zaczyna się w punkcie, w którym inne zwykle przez pewien czas nas wprowadzają. Nasz główny bohater stracił ukochaną, zginęła w niecodziennych okolicznościach, nikt nie wie, kto mógł to zrobić. Mężczyzna próbuję za wszelką cenę odnaleźć sprawcę, w czym pomóc mu ma kolega detektyw. Sprawa szybko rozwija się w niepokojącą zagadkę, której dna można doszukiwać się wiele lat wstecz.
Twórczość Edogawy była mi nieznana, właściwie dopiero dzięki tej powieści zapoznałam się z nią po raz pierwszy. Pod koniec powieści znajduje się jednak wiele wyjaśniające posłowie tłumacza, w których wyjaśnia on życiorys autora, który można powiedzieć, że był prowodyrem gatunku kryminału w Japonii, a także inne ciekawostki, które pomogły mi lepiej zrozumieć powieść.
Jedną z nich była informacja, że "Demon z samotnej wyspy" ukazywał się w gazecie, był wydawany cyklicznie. Pomogło mi to zrozumieć, dlaczego historia wydawała mi się spleciona z wielu wątków, trochę nierówna klimatem część pierwsza i druga. Początek to nie do końca typowy, ale jednak kryminał, w którym poszukujemy sprawcy, w drugiej części wdaje się wątek przygody, zaginionej wyspy i jest w niej więcej mistycyzmu i zagadki.
Nierówność ta skutkowała tym, że mimo że powieść czytało się z zainteresowaniem, to jednocześnie czułam, że coś mi się nie zgrywa. Bardzo nierówne tempo każdej z części sprawiało, że można było odczuć jakby się czytało różne połączone ze sobą tomy jednej serii.
Patrząc na to, że seria powstała jeszcze w XX wieku, ciekawie się zapoznawać z przeszłością gatunku, widać pewne niejasności, a także czuć, że zmieniało się myślenie samego autora podczas całej czytelniczej podróży, mimo to poprzez swoją oryginalność książka mi się podobała.
Ten mistycyzm i zagadka to elementy, jakie mnie zachęcają do lektury.
OdpowiedzUsuń