Nie tylko książki: Płyta "Honeymoon"



Witajcie,
dziś mam Wam do zaprezentowania coś niezwykłego... Płytę Lany Del Rey "HoneyMoon", która jest już czwartym albumem autorki. Jej styl trudno określić, jest na pewno oryginalny, niczym ze starych filmów... W tle jest dość nowocześnie, pojawia się beat, elektryczne dźwięki, czasem hiphopowe wstawki, czasem chóralne dopełniają całego obrazu, dźwięki skrzypiec. Na pewno jest niezwykle...  

Lana Del Rey hipnotyzuje, fascynuje, maluje i to wszystko za sprawą jej aksamitnego, niezwykle zmysłowego głosu. Płyta rozpoczyna się od tytułowego kawałka Honey Moon niepokojącego i jednocześnie intrygującego za sprawą rozpoczynającego kawałka dźwięku jakby skrzypiec i niezwykle wolnemu wyśpiewywaniu tekstu.

Następnie jest Music to Watch Boys to z mocnym wstępem, który jest jednak powoli zwalniany i śpiewany coraz wolniej, za wyjątkiem refrenów, które za sprawą ciekawego chóru połączonego z głosem wokalistki sprawiają, że piosenka ożywa. 

Z całej płyty natomiast najbardziej zafascynował mnie utwór God Knows I Tried, która porusza nie tylko świetnym tekstem, ale i całą kompozycją. Ponownie włączyły się te tu intrumenty strunowe, ciche, ale nadające niebywałego klimatu.

Ponadto na płycie znajdziemy: powolną piosenkę Terrence Love you, czy High By The Bitches z mocnym tekstem i szybszym rytmem do niego dopasowanym, następnie z niezwykle rytmicznym refrenem, który wręcz prosi się o taniec Freak...

Nie będę opisywać każdej z piosenek, ale pokrótce napiszę, czego możecie się spodziewać. Piosenki z płyty opowiadają o miłości, porzuceniu, bólu, czy samotności. Lana śpiewa je niezwykle specyficznie, więc na pewno nie każdemu przypadnie do gustu jej powolny, zmysłowy styl. Jest to na pewno niezwykle równa płyta, trzyma poziom przez wszystkie kawałki. Tekst i wykonanie naprawdę ze sobą współgrają. 

Dodam może coś, co powinnam wspomnieć na wstępie. Płyta zawiera 14 piosenek, a właściwie jest ich trzynaście, jednak pomiędzy 7 a 9 znajdziemy przerywnik, zawierający mniej tekstu, a muzykę w klimacie pozostałych utworów. 

Na zakończenie muszę napisać, że dla mnie słuchanie tej płyty to była czysta przyjemność. Nie jest to moja tematyka muzyczna(wolę rocka), ale takie utwory pozwoliły mi zapomnieć o wszystkim, mimo niekiedy dość depresyjnego klimatu. Sam głos wokalistki sprawiał, że to wszystko nabierało głębi... Jakby to był sen... 

Za możliwość przesłuchania płyt dziękuję księgarni Empik.com!

Link, gdzie można kupić płytę(36% taniej!): klik!

Komentarze

  1. Nie wiem, czy to moje klimaty, ale mogłabym spróbować.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak na razie Lanę Del Rey znam wyłącznie z jej pierwszej płyty, "Born to Die", którą w dalszym ciągu chętnie słucham. Kolejnym jej albumom jakoś nie poświęcałam za wiele uwagi (sama nie wiem dlaczego), ale skoro już przypomniałaś mi o nich swoją notką, to lecę przesłuchać piosenki z "Honeymoon". :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Muszę koniecznie przesłuchać :) Nie jestem może fanką Lany, ale baaardzo lubię niektóre jej kawałki i trzeba przyznać, głos ma magiczny. Na pewno sięgnę po ten album, może znowu wyszukam sobie jakieś perełki w jej twórczości :)
    Pozdrawiam,
    rude-pioro.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Klimatyczna Lana pozostaje w swoim stylu <3

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Drogi czytelniku,
cieszę się, że pojawiłeś się na moim blogu. To już jest dla mnie wiele, ale jeśli masz ochotę pozostaw po sobie jeszcze komentarz. Każdy z nich sprawia mi ogromną przyjemność, bo wiem wtedy, że moje pisemne starania nie poszły na marne. Miłego czytania i komentowania.

Pozdrawiam,
Patrycja.

Wejścia

Popularne posty z tego bloga

Cesarz cierni

Drama Time: We Best Love No. 1 For You (recenzja)

Drama time: Penthouse sezon I (recenzja)