Cuda i dziwy, czyli Marvel i jego ekranizacje: "Doctor Strange"


Witajcie,
w środę w tym tygodniu, jak niektórzy piszą: nareszcie, udałam się do kina na Doctora Strange'a. Mimo środka tygodnia i dopiero godziny siedemnastej sala kinowa pękała w szwach. Z tym większym rozemocjonowaniem zaczęłam oczekiwać seansu, na który powinnam iść już tak dawno. Przecież to Marvel, przecież to Cumberbatch...




Kiedy zaczęły się reklamy wręcz nie mogłam usiedzieć na fotelu, a potem pojawiły się pierwsze sceny, które od razu okazały się epickim starciem bohaterów. Tak, walka na początek była strzałem w dziesiątkę, jednocześnie pokazywała, z czym mamy do czynienia w tym filmie, czego możemy się spodziewać, a także przedstawiła cały zarys historii i ukazała sferę magiczną widowiska, a było na co poparzeć...

Dopiero potem przeszliśmy do właściwej historii, w jakiej poznajemy tytułowego bohatera. Na początku pewny siebie chirurg, flirtujący, emanujący pewnością siebie i wiedzą, po wypadku uszkadzającym nerwy w dłoniach, staje się odmieniony, załamany, wręcz wrak człowieka. Jego racjonalizm karze mu szukać pomocy we współczesnej medycynie, a gdy to nie daje rady, on wyrusza w daleką podróż, w której może zyskać nie tylko władzę w rękach, ale także  zyskać umiejętności, które trudno mu pojąć rozumem.

Ten film był genialny! To muszę powiedzieć już na początku, zaznaczam jednak, że genialny na standardy filmów o superbohaterach, a nie ogólnego filmowego świata. Ten film był świetną rozrywką, cieszył oko wizualnie, a do tego aktorsko wygrywał wszystko... Ale może po kolei, bo jak na razie słowotok zachwytów może Wam przerazić. Powoli, spokojnie... A przynajmniej tak się postaram, mimo iż kocham, uwielbiam ten film i zaraz po seansie, myślałam, ja chcę jeszcze raz!



Opowieść o Doktorze Strange'u to origin story, czyli opowieść wprowadzająca nas w postać bohatera, pokazująca jego genezę. Często jest to dość żmudne zadanie, gdyż na opisaniu historii bohatera cierpi akcja i film rozkręca się powoli. Na szczęście, tu nie musimy się tym przejmować. Jak już wspomniałam pierwsza scena wprowadza nas w niecodzienny świat(zdecydowanie różni się od tego, co do tej pory serwował nam Marvel, gdyż opiera się na magii) i ukazuje bitwę.

Walka rozgrywa się pomiędzy Przedwieczną, a jej byłym uczniem Kaecilliusem. I tu połączą się moje dwa zachwyty. Wprowadzenie w świat i sposób, w jakim mogą poruszać się po świecie magii bohaterowie było tu pokazane fenomenalnie. Niby zwykłe miasto, niby zwykłe budynki, a jednak przedstawione w taki sposób, że aż dech zapierało. Jak one się wyginały, zmieniały, przemieszczały, a przecież to były dopiero pierwsze sceny, to dopiero początek...

Realia świata magii, różnych wymiarów, światów to temat, który pokazano naprawdę niecodziennie, intrygująco. Wciąż byłam w szoku jak to wszystko się zmieniało, jak przeczytało znanym nam prawom natury, to było naprawdę niezwykłe i niecodzienne i do tego udane! Coś jak podkręcona Incepcja, którą również uwielbiam, ale pamiętajmy, że tu to nie był sen.


No spójrzcie w te oczy!

Kolejnym pozytywem jest obsadza. Aktorsko ten film nie miał szans się nie udać. Aktorzy odegrali swoje role fenomenalnie, zmienny Cumberbatch, zabawna i odmienna Tilda Swinton, niezły, jak na złego Mikkelsen, przezabawny Wong(grający Wonga), Ejiofor jako Mordo też był niezły, czasem rzucił zabawnym tekstem, pokazywał ludzką stronę całej tej zabawy, a i na koniec McAdams jako miłość Strange'a, naprawdę ją polubiłam, a w przypadku marvelowskich kobiet, to jest wyczyn.

Jak widzicie nie za bardzo byłoby do czego się przyczepić, ale ja nawet nie chce! Mikkelsen może i był lekko sztywny w tym wszystkim, ale jedna scena, kiedy kamera zbliża się na jego oczy, a on prowadzi swój monolog, mimo iż był on zły, czy może nawet bezsensowny, mimo wszystko i ja prawie miałam łzy w oczach, kupił mnie... Do tego Swinton wyrażająca tak wiele swoją postacią, jednocześnie wiedzę, humor, nowoczesność, w jednej z ostatnich scen, naprawdę, naprawdę ją polubiłam, zaczęłam się nią fascynować.

Nie spodziewałam się, że film ten będzie aż tak humorystyczny, spodziewałam się, że będzie mroczniej, straszniej, ale klimatycznie wpasował się w uniwersum, pasuje do niego, co doskonale pokazała scena po napisach... Mam już chrapkę na kolejne występy Strange'a. Wracając jednak do humoru, był wszechobecny, rozładowywał napięcie, sprawiał, że film nabierał sporej lekkości i żarty trafiały, to był humor nawiązujący do Marvela, czy popokultury, który naprawdę trafiał. Śmiała się cała sala i to w wielu momentach.

Nie wiem, czy coś jeszcze muszę dodawać. jeśli jesteście fanami Marvela na ten film musicie iść, jeśli lubicie Incepcję możecie iść śmiało, jeśli chcecie się po prostu dobrze bawić zapraszam, rozrywka gwarantowana. Moim zdaniem najlepszy film Marvela jak dotąd.
Ocena: świetna [6/6]


Sceny z płaszczem to czysta perfekcja i masa humoru!

Marvel i jego produkcje:
Capitan America. Pierwsze starcie  ---  Agent Carter season I  ---  Agent Carter season II ---  Iron Man  ---  Iron Man 2  ---  Incredible Hulk  ---  Thor  ---  Konsultant  ---  Avengers  ---  Przedmiot 47 --- Iron Man 3 ---  Agenci TARCZY(do 7 odcinka)  ---  Thor. Mroczny świat  --- Agenci TARCZY(do 16 odicnka)  ---  Captain Americka: Zimowy Żołnierz  ---  Agenci TARCZY(do 19 odcinka drugiego sezonu)  ---  Avengers: Czas Ultrona ---  Ant-man  --- Captain America: Wojna bohaterów  ---  Doctor Strange  ---

Seriale:
Daredevil  ---  Jessica Jones  ---  Luke Cage

Komentarze

  1. Filmy Marvela obejrzę, ale bez jakiś nie wiadomo jakich zachwytów. No są sobie, po prostu. Ale ten zwrócił moją uwagę właśnie przez te porównania do Incepcji :D Wiadomo, głęboka historia to na pewno nie jest, ale pewnie prędzej czy później go obejrzę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie ogladam zbytnio filmów Marvela, jedynie je kojarzę. Ten jednak mnie zaciekawił. ;-) Pozdrawiam
    Osobliwe Delirium

    OdpowiedzUsuń
  3. Fabularnie zapowiada się ciekawie, jednak w najbliższym czasie nie wybieram się do kina.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja też jestem fanką Marvela i z zapartym tchem oglądam każdą produkcję. Na Dr też byłam i uważam, że jest świetny :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Mój mąż lubi takie filmy, więc jemu polecę powyższą produkcję.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja jakoś nie przepadam za takimi filmami, chociaż w sumie jak już o Incepcji wspomniałaś to ta nawet mi się podobała ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Rany, to był cudowny film i postać, która już trafiła do grona moich ulubionych. Naprawdę dawno nie byłam tak smutna, kiedy film się skończył - chciałabym więcej!
    Zwłaszcza, że i scena po napisach była cudna <3 Ciekawe, czy faktycznie zobaczymy ich w jednym filmie...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Drogi czytelniku,
cieszę się, że pojawiłeś się na moim blogu. To już jest dla mnie wiele, ale jeśli masz ochotę pozostaw po sobie jeszcze komentarz. Każdy z nich sprawia mi ogromną przyjemność, bo wiem wtedy, że moje pisemne starania nie poszły na marne. Miłego czytania i komentowania.

Pozdrawiam,
Patrycja.

Wejścia

Popularne posty z tego bloga

Cesarz cierni

Drama Time: We Best Love No. 1 For You (recenzja)

Drama time: Penthouse sezon I (recenzja)