Król cierni
Cierń potrafi wbić się głęboko, niepozorny, ale ostry i
nachalny. Potrafi przebić się przez skórę, potem przechodzi jeszcze głębiej. I
głębiej. I głębiej. Kiedy dotrze do serca nie ma ratunku, na końcu drogi czeka
jedynie śmierć. Lecz nie w tym przypadku. Czasem cierń przebija się jeszcze
głębiej. Uszkadza ciało, dociera do serca i napiętnowuje dusze. Zostawia trwały
ślad, z którym trzeba żyć.
„Czasami świat spowalnia tak, że można zauważyć każdą, nawet
najdrobniejszą rzecz, jakby się stanęło między dwoma uderzeniami serca
wieczności.”
Kiedyś był normalnym dzieckiem, cieszył się z prostych
rzeczy, kochał muzykę, którą grała mu matka. Teraz jedynym jego celem jest
objęcie władzy nad Rozbitym Imperium. Jorg zdobył już zamek wuja, pierwsze z
jego wielkich marzeń zostało spełnione. W wieku czternastu lat został królem.
Uważał, że jest już mężczyzną, ale tak naprawdę był ciężko doświadczonym
chłopcem, w którego sercu zagnieździły się ogromne pokłady nienawiści. Jego
celem jest jednak całe Imperium, na drodze stanął mu jednak godny przeciwnik.
Mark Lawrence jest twórcą niezwykłego, pełnego nienawiści i
walki świata Rozbitego Imperium. W zeszłym roku miałam okazję czytać pierwszy
tom z cyklu, a w tym zapoznałam się z dalszą historią Jorga w „Królu cierni”.
Główny bohater jest dla mnie największym atutem całej serii. Za maską
okrucieństwa, obojętności, zemsty skrywa jeszcze wiele innych emocji, które
próbują wyjść na wierzch, które próbują znaleźć lukę w jego zabezpieczeniach.
Przez tą gamę emocji wciąż mam nadzieję, że on się zmieni, że będzie lepszy...
Jednak z Jorgiem nic nigdy nie wiadomo. Chłopak wciąż
zaskakuje, najpierw pokazuje nam swoją łagodniejszą stronę, a potem bez
mrugnięcia okiem zabija napotkanego człowieka. Wciąż w jego postaci biją się
przeciwstawne uczucia. Może użyję nieodpowiedniego w tym przypadku
przymiotnika, ale gdy myślę o Jorgu, sądzę, że gdzieś tam głęboko jest on
niezwykle wrażliwy, ale ta wrażliwość już od dziecka była w nim łamana. Uczono
go, że jest jego słabością. My czytelnicy wciąż odkrywamy jego przeszłość,
wciąż pojawiają się liczne retrospekcje, które ukazują go w zupełnie innym
świetle. Teraz poznałam go jako dziecko, które zostało pozbawione ukochanego
psa, złamane stratą matki i brata, później poznałam mężczyznę, który wstydzi
się swych czynów i chowa głęboko w szkatułkę. Jednak następnie znów przybiera
on okrutną maskę, staje się bezwzględnym wojownikiem, walczy bez żadnych
skrupułów i zahamowań, nie liczy się z niczym i otwiera się na swe grzechy z
przeszłości. Jorg wciąż jest dla mnie zagadką. Nie wiem, która natura w nim
wygra, nie wiem, czy przebije się przez barierę, którą stworzyły ciernie.
„Istotą wojny jest
oszustwo, pisze Sun Tzu na stronnicach żółtych i suchych jak piasek. Istotą
wojny jest oszustwo, ale jakie mam szanse, by kogoś oszukać?”
Ale czas zakończyć moje rozważania nad postacią głównego
bohatera, a skupię się nad budową utworu, bo moim zdaniem jest ona dość
ciekawa. Autor podzielił książkę na trzy części. Pierwsza, od której zaczynamy
czytanie książki, to część Dnia Ślubu. Kilkanaście rozdziałów tak
zatytułowanych zostało nierównomiernie rozdzielone pomiędzy całą książkę.
Fragmenty te zawierają zdarzenia, które rozgrywają się w czasie jednego dnia,
w czasie dnia ślubu Jorga. Pod bramy
jego zamku zbliża się wtedy liczna armia jego wroga księcia Strzały, który
przyprowadził ze sobą kilkunastokrotnie większe armię. Jorg próbuję uratować
siebie, swój zamek i jak największą liczbę żołnierzy i wygrać całe starcie. Ale
czy jest to możliwe z taką przewagą wroga?
Kolejna część to retrospekcje z jego przeszłości.
Zdecydowanie obszerniejsza, która opowiada o wydarzeniach zaraz po zdobyciu
zamku jego wuja i wyprawie Jorga. Poznajemy tu zdarzenia ważne dla części
powyższej, które są nam dawkowane i ukazywane zaraz przed momentem przełomowym
walki ze Strzałą. Niekiedy żałowałam, że nie mogę poczuć niepewności o los
bohaterów, bo w tej części przeżywali równie wiele niebezpieczeństw jak podczas
walki, czasem może nawet więcej. Jednak takie rozegranie wydarzeń miało też
swoje plusy, a niepewność czułam w całkowicie innych momentach.
„Kochać coś to słabość.”
Ostatnia część, której w książce zawartej jest najmniej to strony wyrwane z pamiętnika Katherine.
Jednak dopiero później wyjaśnione zostają nam powody, skąd Jorg je ma.
Niezwykle jest spojrzeć na wydarzenia z całkowicie innego punktu widzenia i
poznawać nowe fakty, które również mają wpływ na akcję. Dziewczyna ukazywała
nienawiść do Jorga, plany swego męża oraz inne tajemnice, które później
zaczynały budzić coraz więcej mojej ciekawości.
Wykreowany przez Marka Lawrence świat jest okrutny,
bezwzględny, a żeby w nim przetrwać trzeba porzucić wszystko, co jest w nas
dobre i walczyć. Niekiedy zastanawiałam się, czy nie jest to trochę
przerysowane. Gdziekolwiek nie toczyłaby się akcja zawsze było to miejsce
przerażające i nieprzyjemne. Przez co nie dało się w pełni dostrzec prawdziwego
zła, nie było żadnego przeciwieństwa. Choć może jednak tak, lecz nie działo się
to teraz, były to przebłyski dobrej przeszłości, która również powoli, ale
dotkliwie była zatruwana przez okrucieństwo i przemoc. Fragment związany z
przeszłością najmocniej mnie uderzył, sprawa z psem Jorga, naprawdę wywołała
wiele emocji. Dodam, że nie doświadczałam tego w bardziej okrutnych momentach.
Co mogę powiedzieć o postaciach książki? Również byli przerażający,
bezwzględni, zimni i nie mieli honoru. W niewielu potrafiłabym wyłowić
jakąkolwiek pozytywną cechę. Przykładem
może być cała banda Jorga, choć tu pojawia się jeden wyjątek Makin, który ma w
sobie coś więcej poza chęcią mordu i grabieży. Można go polubić, na co duży
wpływ ma spojrzenie głównego bohatera, który traktuje go chyba jako jedynego
przyjaciela. Trudno mi natomiast ocenić Katherine. Postać ta wydawała mi się w
pewnym sensie szalona, jednak po tym, co przeszła nie trudno się jej dziwić.
Karty jej pamiętnika o niej samej mówią niewiele, a jednocześnie dużo, zależnie
od tego jak się je odczytuje. Dużym znakiem zapytania jest dla żona Jorga,
kompletnie nie wiem, czego mam się po niej spodziewać, jednak zaskakuje raczej
pozytywnie. Czekam na rozwój wypadków, mam nadzieję, że poznam ją bliżej.
„Jesteś pionkiem, któremu wydaje się, że gra we własną grę.”
W książce bardzo spodobało mi się to, ze autor umiejętnie
porównywał wydarzenia dziejące się w Rozbitym Imperium na partie gry. Jorg raz
był stawiany w pozycji pinka, raz kierującego rozgrywką, jednak on sam nigdy
nie wiedział, na jakiej pozycji się znajduje i czy jest ona pewna. Często nie
miał pojęcia, że to ktoś nim steruje, że to nie on rozkłada karty.
Na zakończenie czas na krótki opis okładki. Według mnie
doskonale pasuję ona do treści książki i jest niezwykła, niepokojąca. Tak
mogłaby wyglądać jedna ze scen z książki, choć tak naprawdę nie miała miejsca.
Nawet niebo ma ciemny odcień i dodaje klimatu. Moim zdaniem świetna robota.
„Jeśli nie możesz wygrać, zmień grę.”
Podsumowując moje wrażenia, jestem zadowolona z lektury, ale
nie powaliła mnie ona na kolana. Książka ma ciekawy klimat, jednak ja nie
mogłam wyczuć całej jej grozy i okrucieństwa, przez większość czasu czytałam ją
bez emocji, na co mogło mieć wpływ spojrzenie głównego bohatera,
który do prawie wszystkiego podchodził z dystansem. Jednak na pewno się przy
niej nie nudziłam. Autor rozwinął ciekawe wątki, wprowadził niesamowite postaci
i zdarzenia, przez co chciało się czytać dalej. Jestem pewna, że zapoznam się z kolejnym tomem, chcę się dowiedzieć, czy plany Jorga zostaną osiągnięte.
Ocena: bardzo dobra-
[5-/6]
Autor: Mark Lawrence
Tom: II
Wydawnictwo:Papierowy Księżyc
Ilość stron: 624
Cena: 44,90zł
Data przeczytania: 2014-04-18
Skąd: biblioteka publiczna
Trylogia Rozbite Imperium:
Książę Cierni --- Król cierni --- Cesarz cierni
Wyzwania, w których bierze udział ta książka:
Odpuszczę sobie tą serię :)
OdpowiedzUsuńnaczytane.blog.pl
Nie mam ochoty i czasu zaczynać kolejnej serii. Tym bardziej, że fabuła książki jakoś mnie nie przekonuje.
OdpowiedzUsuńJak na razie mam za dużo pozaczynanych serii... Zanim zabiorę się za następną muszę najpierw ogarnąć ten bałagan ;) Niemniej jednak - zachęciłaś mnie!
OdpowiedzUsuńChciałabym przeczytać ale najpierw muszę dokończyć zaczęte serie. Jednak mam ją na uwadze :D
OdpowiedzUsuńCoś czuję, że ta książka mnie by się nie spodobała niestety... :)
OdpowiedzUsuńNie wiem, czy zabieranie się za kolejną serię jest dobrym pomysłem
OdpowiedzUsuńZobaczę, jak znajdę czas, to może się skuszę:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Już ostatnio zwróciłam uwagę na tę serię, a teraz chyba poszukam w bibliotekach :)
OdpowiedzUsuńBardzo lubię książki Papierowego Księżyca. Tą trylogię także chcę przeczytać. Muszę rozejrzeć się za "Księciem Cierni".
OdpowiedzUsuńI kolejna seria, na którą się czaję, tylko kiedy to czytać?:)
OdpowiedzUsuńUwielbiam okładki (polskie i nie tylko) całej tej serii... Są takie magiczne, przykuwają wzrok. Cały cykl przede mną, ale z wielką przyjemnością (coś czuję) będzie mi się go czytało. :)
OdpowiedzUsuńGenialna opinia - chylę czoła :D
OdpowiedzUsuń:)
Mam za sobą zarówno Księcia jak i Króla Cierni. Obie mi się podobały. Mam nadzieję, że nie będzie trzeba czekać długo na ostatni tom. Ostatnio coś widzę, że Wydawnictwo ucichło... co mnie mocno niepokoi :/
OdpowiedzUsuńJejku, skąd ty bierzesz te wszystkie serie!!!
OdpowiedzUsuń