Stracie królów
Recenzja może zdradzać wydarzenia z poprzedniego tomu.
Kto zasiądzie na tronie?
Walka o tron to temat, który przewija się w wielu
powieściach, czy to historycznych, czy fantastycznych. Czytając książki o tej
tematyce zawsze intryguje mnie, kto wygra, kto zdobędzie władze. Niekiedy
jednak jest to oczywiste, autor prostotą fabułą nie pozwala nam opłakiwać
przegranych, czy cieszyć się ze zwycięstw. Jednak tu tak nie jest. „Stracie
królów”, czy druga część Pieśni Lodu i Ognia G.R.R. Martina obfituje w
niezwykłe zwroty akcji, niespodziewane porażki, czy zwycięstwa oraz powala na
kolana złożonością wątków. Ale co dokładnie dzieje się w Siedmiu Królestwach?
Król Robert nie żyje. Zaraz przed śmiercią jego namiestnik,
czyli Eddard Stark odkrywa prawdę o jego rodzinie. Okazuję się, że Cersei
spłodziła bękarty wraz ze swym bratem. Jednak zaraz po odejściu męża, Joffrey
zostaje koronowany. Jego pierwszym rozkazem jest uwięzienie Starka. Zostaje on
posądzony o zdradę stanu i niedługo potem ścięty przez królewskiego kata.
Jednak te wydarzenia działy się jeszcze w poprzednim tomie,
walka o tron przybrała szerszy wymiar. Za szerokim morzem Deanerys, prawowita
władczyni próbuję zebrać wojsko i odbić królestwo z rąk obecnego władcy. Jednak
królestwo zaczyna się dzielić. Przebywający na Północy ludzie okrzykują królem
młodego Robba Starka, który chcę władać terenami w pobliżu muru. Do tego młodsi
bracia nieżyjącego króla Renly i Stannis
Baretheon również zamierzają zdobyć władze w państwie. W królestwie powstaje
coraz więcej granic, Siedem Królestw zaczyna przypominać podzielone ziemie już
nie tylko z nazwy. Jednak, kto tak naprawdę wygra ten pojedynek? Kto zostanie
królem? Czy nadal będzie nim Joffrey?
„- Sen jest dobry. -
stwierdził. - Ale książki są lepsze.”
Nie będę ukrywać, że książkę czytałam długo, ale nie przez
to, że była nudna(o dobra może momentami), ale przez jej gabaryty. Jest
naprawdę ogromna, długa, mała czcionka, dużo tekstu na stronach. Mimo to
czytałam ją z wielką przyjemnością. Zacznę może od postaci, które prowadzą
narrację, bo trochę się tu zmieniło. Oczywiście nadal narratorami pozostają
Starkowie: Bran, Arya, Sansa, Catelyn, do tego postać Tyriona, Jona Snowa, do
tego w tym tomie dochodzą Davos, czyli Cebulowy Rycerz lorda/króla Stannisa
oraz Theon, czyli podopieczny lorda Starka. Niektóre postaci bardzo polubiłam,
szczególnie Jona Snowa, który zachowuje się zupełnie inaczej niż w serialu, Aryę,
która cały czas mnie zaskakuję, Sansę, choć czasem zachowuję się jak głupiutka
panienka, Tyriona, bo to po prostu on. Troche zawiodła mnie postać Brana, za
dużo narzekał w tym tomie, jednak mimo wszystko jego również darzę sympatią. Szczerze
nienawidzę postaci Catelyn i Theona. Te
dwie postacie działają mi na nerwy, ale z różnych powodów. Lady irytuje mnie od
początku, chyba za zachowanie względem Jona, Theon zaś z natury jest okropny,
wstrętny i odrażający, najgorsze jest jednak to, że on krzywdząc ludzi nie
używa umysłu, a działa tak jakby to było normalne, nie jest psychopatą, a taka
jest jego natura. Wiem, że dziwnie to brzmi, sądzę, że mnie nie zrozumiecie,
ale to się skraca do tego, ze go nie trawię. Na koniec zostawiłam ser Davosa,
który był dla mnie obojętny, w fragmenty z nim były jednak okropnie nudne...
„Władzę ma ten, kogo
ludzie uważają za sprawującego władzę.”
Przepraszam, że tak rozpisałam się w części wcześniejszej,
ale chciałam wyrzucić z siebie, co sądzę o postaciach, wyszło nieskładnie, ale
niestety tak już zostanie. Najważniejszą kwestią, na którą wskazuję sam tytuł
jest starcie królów, czyli walka o tron. Władców pojawiło się wielu, ale dla
czytelnika najlepsze jest to, ze do samego końca nie można się domyślić, kto w
końcu wygra. W sumie tu wciąż nie ma rozwiązania, bo gra o tron ciągnie się od
poprzedniej części, tu jednak ma swoje największe łowy. Ginie kilku
pretendentów do siedzenia z mieczy. Gdyby nie serial byłabym kompletnie
zaskoczona, intrygi, knowania, użycie magii, tu to codzienność, nie można
domyślić się, co autor pokarzę później.
„Żeby dotrzeć na
północ, trzeba zmierzać na południe. Żeby znaleźć się na zachodzie, powinno się
podążać na wschód. Żeby iść naprzód, należy się cofać, a żeby dotknąć światła,
musi się przejść przez cień.”
Chciałam w recenzji tej poświecić chwilę również serialowi,
a właściwie drugiemu sezonowi, który opiera się na tej powieści. Pierwszy sezon
wypadał dobrze, znajdowałam niewiele różnic pomiędzy dziełami, ale teraz jest
trochę inaczej. Choć możliwe, że bardziej się na tym skupiłam. Serial miesza
wydarzenia. Teraz to zauważyłam, niektóre są poprzemieniane miejscami, jaką
drobna scena wycięta. A do tego ważne są fragmenty, które reżyser dodał do
historii. A mianowicie spojrzenie oczami Stannisa, Robba, Renly’ego, zdawało mi
się, że scenarzysta dodawał tam to, co nie zostało powiedziane, coś co można
było się jedynie domyślać, coś co było przemilczane. Niekiedy działało to na
korzyść, a niekiedy nie. Ale nadal wspominam serial miło.
„Gdy mowa o jutrze,
nie ma nic pewnego.”
Jeśli mogę tu dodać swoją opinię, w walce o władze
popierałabym Renly’ego, wydawał mi się najodpowiedniejszy, choć nie był bez
wad. Choć typy mogłam zmieniać, co chwilę, bo co kilka rozdziałów pojawiała się
nowa postać, która mogłaby otrzymać koronę.
Jak pewnie się domyślacie książka nie opiera się jedynie na
walce o władze, jest to ważny wątek, ale takich wątków jest jeszcze wiele.
Zdecydowanie ciekawie przedstawia się również tworzenie sił za murem. Autor
pozwala nam lepiej poznać niebezpieczne rejony królestwa, które dotąd były
owiane jedynie legendą, bądź opowieścią z ust zwiadowców. Do nowych wątków
muszę dorzucić część z Branem, te bardziej fantastyczną, która ukazuję
całkowicie nowe rejony królestwa oraz pewną magię, dotąd niezgłębioną. Każdy
narrator mógłby się tu znaleźć, bo w pewnym stopniu od tworzy nową historię,
otwiera nowa wątki. A jest ich naprawdę wiele...
„Ludzie często
domagają się prawdy, ale rzadko lubią jej smak.”
Na koniec wspomnę jeszcze o dodatku, który można znaleźć na
końcu starego wydania(nie wiem, jak z nowym). Jest to spis najważniejszych
rodów, rodzin, który ułatwia przyswojenie sobie postaci. Autor naprawdę
stworzył ich tyle, że nie wiadomo skąd jest kto, pod czyim walczy sztandarem,
czy dla kogo może być groźny. Osoby mające serię w domu mają niebywałe
ułatwienie. Choć przyznam się, że ród Freyów nadal stanowi dla mnie zagadkę, a
ja nawet nie chcę zagłębiać się w ich drzewo genealogiczne.
A może taka opcja? ;P |
Nie chcę się zbytnio rozpisywać, bo nie będę ukrywać, że
przy takiej długości i czasie czytania mogłabym zacząć zdradzać istotne
kwestie. „Stracie królów” jest powieścią wieloelementową, ale układającą się w jeden zgrany obrazek.
Może oddzielnie elementy nie mają znaczenia, proste intrygi, małe ruchy na
planszy wpływów, ale gdy się połączy tworzą nierozerwalna całość, historię,
która pozostaje na długo w pamięci.
Ocena: świetna
Autor: G.R.R. Martin
Tom: II
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Ilość stron:924
Cena: 49 zł
Data przeczytania: 2013-12-25
Skąd: biblioteka publiczna
Cykl Pieśń Lodu i Ognia:
Gra o tron --- Starcie królów --- Nawałnica mieczy: Stal i śnieg --- Nawałnica mieczy: Krew i złoto --- Uczta dla wron: Cienie śmierci --- Uczta dla wron: Sieć spisków --- Taniec ze smokami cz.1 --- Taniec ze smokami cz. 2 --- The Winds of Winter --- A dream of Spring
Ciągnie mnie do tego cyklu...
OdpowiedzUsuńSuper. ;)
UsuńBardzo chciałabym zacząć w końcu tą serię.. przeraża mnie jednak trochę ilość stron, czuję, że czytałabym to bardzo długooo, Ale kiedyś zbiorę w sobie energię i przeczytam :)
OdpowiedzUsuńTak czyta się dość długo, ten tom czytałam chyba ze dwa tygodnie, choć robiłam przerwy na inne książki. ;)
UsuńChciałabym przeczytać, ale niektóre recenzje mnie dosyć przerażają :D Podobno zbyt brutalna, wulgarna, nie wiem.
OdpowiedzUsuńJest brutalna, wulgarna, ale nie do przesady, sądzę, że serial jest gorszy pod tym względem.
UsuńNie straszne mi zagmatwane wątki gdy wiem, że książka musi być arcydziełem ;) We wszystkim można się rozeznać, dlatego wpisuję sobie Martina w plan na 2014 rok ;)
OdpowiedzUsuńCieszę się ogromnie i czekam na wrażenia. ;)
UsuńJestem na tym etapie czytanie serii co ty ;). Skoro jesteś po drugim tomie polecam obejrzeć dwa pierwsze sezony serialu. Jest naprawdę genialnie zrobiony i, jak dla mnie, dorównuje świetnej książce.
OdpowiedzUsuńW nowym wydaniu też jest wspomniany przez ciebie słowniczek.
Ps: zgadzam się z twoją opcją ;p,
Wspominałam w recenzji, że oglądałam serial przed czytaniem.
UsuńDzięki, nie wiedziałam.
PS. Mogłoby być ciekawie. ;)
Ups, sorki za gafę ;p
UsuńMam wielką nadzieję, że spodoba mi się ten cykl.
OdpowiedzUsuńJa również. ;)
UsuńNa razie nie mam ochoty na tą serię:)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że kiedyś przeczytasz. ;)
UsuńUwielbiam, uwielbiam, uwielbiam. Przede mną teraz trzecia część i już wprost nie mogę się doczekać kiedy po nią sięgnę. 3 sezon też na mnie czeka :) Słyszałam, że w tej części dzieje się najwięcej, przez co jeszcze bardziej wzrasta moja ciekawość :P
OdpowiedzUsuńAle Ci zazdroszczę, bo ja oglądałam najpierw serial, a potem czytam, dobrze, że choć z czwartym będzie inaczej. ;)
UsuńUwielbiam Grę o Tron. Następnych części jeszcze nie czytałam - potrzeba do nich mnóstwo czasu. :)
OdpowiedzUsuńTak zajmują wieeeele czasu. :)
UsuńPoluję na pierwszy tom ;D
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że upolujesz. ;)
UsuńNie czytałam żadnej książki z serii i bardzo żałuję. Staram się upolować gdzieś tom pierwszy :)
OdpowiedzUsuńCiężko na nie trafić w bibliotece, wiem, bo sama czekałam pół roku, a słyszałam, że niektórzy jeszcze dłużej, ale myślę, że warto czekać. Cena książek jest dość droga, niestety.
UsuńWciąż nie przeczytałem "Gry o tron", ale w przyszłości na pewno to nadrobię. Jak tylko znajdę na nią czas...
OdpowiedzUsuńPolecam Ci serdecznie, myślę, że Ci się spodoba. ;)
Usuńnie wiem dlaczego, ale ja nie przepadam za takimi książkami :(
OdpowiedzUsuńSzkoda, może kiedyś się skusisz. ;)
UsuńKurczę, muszę się w końcu zabrać za jego twórczość...
OdpowiedzUsuńPolecam serdecznie. ;)
Usuń