Recenzja: "Sobowtór" - Tess Gerritsen

Wracamy do thrillerów

Tym razem nie przerywałam sobie czytania inną serią i szybko kończąc "Grawitację" zabrałam się za "Sobowtóra". Jest to kolejna część cyklu Rizzoli&Isles, więc sięgałam po nią z rosnącą ciekawością. Wiedziałam, że będę zadowolona. Jak doskonale wiecie, Tess Gerritsen w tym cyklu bardzo mi się spodobała. 

Maura Isles wracając z konfederacji we Francji nie spodziewała się, że przed swoim domem zobaczy hordy policji i pogotowia. W nieznanym jej samochodzie została postrzelona dziewczyna, jak się szybko okazuje jest ona tak podobna do Maury, że jej przyjaciele sądzą, że to ona została zamordowana. Już na sekcji wychodzą interesujące szczegóły połączenia kobiet, a to przecież dopiero początek. 

Autorka tworzy thrillery, które sprawiają, że wciąż chce się czytać dalej, nie kończyć dopóki nie pozna się zakończenia. Nie inaczej było tym razem. Widać, że w tym tomie autorka mocno skupiła się na innej, starszej stronie przeszłości Isles, która wydawała się wcześniej nieznana. Rizzoli w tym tomie jednak też jest wiele, co zaskakujące obyczajowo teraz u niej staje się spokojniej. 

Oczywiście nie zatrzymujcie się na myśleniu, że nieznana kobieta to jedyna ofiara, sprawa ma zdecydowanie szersze kręgi, które wraz z dalszą fabułą tylko się powiększają. Okazuje się bowiem, że śmierć "Sobowtóra" powiązana jest z zaginięciami ciężarnych kobiet. Rizzoli trafia na trop mordercy, który grasuje już zdecydowanie za długo. 

Po tym tomie zdecydowanie bardzo chciałabym przytulić Maurę, należy jej się to, mimo że tego nie lubi. 

Komentarze

Wejścia

Popularne posty z tego bloga

Ostatnia spowiedź

Uczucia silniejsze niż "Duma i Uprzedzenie" serial BBC z 1995

Stosik #31