Treasure ep.1: All To Zero - ATEEZ (recenzja albumu)

Mój nowy skarb…

W tym roku odkryłam nowy zespół, w którym całkowicie i bezgranicznie się zakochałam. Na razie dopiero poznaje tych 8 chłopaków, ale mam już ich dwa pierwsze albumy i wybieram się na koncert w kwietniu, więc nasza znajomość rozwija się dość szybko.

Dziś chciałabym napisać trochę więcej o pierwszej z ich płyt, debiutanckim albumie, który umknął mi w zeszłym roku, jednak w tym zdecydowanie się to zmieniło. Właściwie znałam tylko ich title tracki, gdy kupowałam albumy, jednak właśnie one tak bardzo mnie zaskoczyły, były świetne, zaskakująco dobre jak na tak młody zespół. Kupili mnie, po prostu.

Teraz gdy piszę to słowa, dopiero pierwszy raz otworzyłam album i na bieżąco będę Wam opisywać wrażenia. Zacznę jednak od suchych faktów. ATEEZ to młody zespół, który zadebiutował w październiku w zeszłym roku. Zespół składa się z 8 członków z rocznika 1996-1998, więc młodziutkich. Liderem jest Hong Jong, którego poznacie obecnie po długim blond mulecie. Ma on największy wkład w tworzenie albumów.


„Treasure ep.1: All To Zero” to tytuł ich pierwszego mini albumu zawierającego intro oraz 5 piosenek. Dwie z nich mają teledyski, trzy były dla mnie całkowicie nowe. Moja teoria dotycząca tytułu i całego konceptu jest taka iż chłopcy jak piraci próbują znaleźć skarb, którym jest zostanie znanym zespołem, osiągnięcie marzeń każdego trainiee. Na razie wszyscy są w punkcie startowym, zerze, jednak szybko podążają dalej.

Zacznę od Intro, całe po angielsku, mówiące o tym, czego pragniemy, czyli właśnie naszym „treasure”. Naprawdę świetnie wprowadzające w klimat, który możemy zobaczyć w teledyskach i tym, co widzimy w dodatkach i photobooku. Na końcu pozostawiają nas z pytaniem, czy do nich dołączymy?


Pierwszą piosenką na albumie jest „Pirate king”. Uwielbiam energię płynącą z piosenki, szczególnie kupił mnie rap i aranżacja, właśnie dlatego zaczęłam się coraz bardziej zespołem interesować. Słuchając ich album czuję pełną dozę grozy, co jest zaskakujące, bo zwykle młode zespoły rozpoczynają od spokojniejszego lub słodkiego konceptu. Oni zaś wystrzelili jak z armaty. Brzmią niepokojąco, aż chce się dowiedzieć więcej… Ten głos z tyłu, poznacie go, on wprowadza tę nutkę grozy do piosenki. Czuć ich moc od pierwszego dźwięku!

Kolejna na albumie jest piosenka tytułowa „Treasure”. Ta piosenka jest spokojniejsza, ale wciąż pełna energii, którą wniósł od samego początku rap, później tylko jest budowana, by w refrenie wybuchnąć i pokazać energię, którą już znamy. Głos Mingiego, kiedy rapuje to coś cudownego, ma taki głęboki ton. Słuchając tej piosenki czuć ich walkę o skarb.


Czas na piosenkę, którą słucham drugi raz. Sądziłam, że spokojne rytmy mniej mi podejdą w ich przypadku, jednak ATEEZ nie tworzy ballad. „Twilight” to taka letnia piosenka, której z przyjemnością słuchałabym w ciepły dzień. Nawet rap w niej ma w taki bardziej słoneczny wydźwięk. Nie mam pojęcia, kto śpiewa linijkę „This i how I fell about you”, ale mogłabym słuchać tej części godzinami… To zdecydowanie piosenka, w której bardziej wykazać mógł się vocal line.

Następna na za krótkiej liście jest „Stay”. To piosenka ładna, ale jakby już znana, taka kpopowa, klasyczna wręcz bym powiedziała. Naprawdę radosna, pozytywna, ale ja przy poprzednich bawiłam się trochę lepiej.


Ostatnia „My way” to utwór, który pokazał w największej mierze rap line. Ma w sobie więcej spokoju na początku, ale szybko się zmienia. Podoba mi się, że składa się z tylu części. W tle słychać coś na kryształ syreny, trąbki. Kiedy wchodzi rap niewiele dzieje się z tyłu, zaś gdy rozpoczyna się część wokalna energia wybucha. Nie wiem do końca jak to opisać, ale to moja ulubiona piosenka z albumy, muszę szybko znaleźć jej tłumaczenie, bo czuję, że jest warte poznania.

Dość często do kupienia albumów kpop zachęcają mnie również dodatki, które one zawierają. Z tym albumem nie było inaczej. Zawiera trzy karty, jedną z członkiem, jedną z całym zespołem, jedną z mapą, która utworzy się wraz z kolejnymi albumami. Poza tym oczywiście photobook oraz świetne, spore karty, na których pojawia się tekst utworów. A i słodkie naklejki i mini plakacik… Zawsze otwierając albumy czuję się jakbym miała pięć lat i dostała prezent pod choinkę.


Zaledwie 5 piosenek, ale niezwykle dobrych i wpadających w ucho. Czuję, że powoli i bezpowrotnie stałam się ich fanką i już czekam na więcej muzyki od nich. Kusi mnie, by od razu przesłuchać kolejny album, ale wszystko po kolei, dobre rzeczy trzeba sobie dawkować.

Zdecydowanie polecam przesłuchać!

Komentarze

Prześlij komentarz

Drogi czytelniku,
cieszę się, że pojawiłeś się na moim blogu. To już jest dla mnie wiele, ale jeśli masz ochotę pozostaw po sobie jeszcze komentarz. Każdy z nich sprawia mi ogromną przyjemność, bo wiem wtedy, że moje pisemne starania nie poszły na marne. Miłego czytania i komentowania.

Pozdrawiam,
Patrycja.

Wejścia

Popularne posty z tego bloga

Cesarz cierni

Drama Time: We Best Love No. 1 For You (recenzja)

Drama time: Penthouse sezon I (recenzja)