Film o świętach, ale obejrzany w lutym, czyli "Przesilenie zimowe"



Przygotujcie się, że będzie na bloga wlatywało sporo filmowych recenzji. W lutym stałam się posiadaczką pakietu unlimited, a że akurat wlatują firmy oskarowe i nie tylko, to jest co oglądać. Na początku miesiąca zaczęłam nadrabiać premiery styczniowe i na pierwszy ogień poszło "Przesilenie zimowe". Film poleciła mi koleżanka w pracy, a także współlokatorka, więc mając dwie pozytywne recenzje, uznałam, że nie mogę się nie wybrać i szybko zamówiłam bilet. 

Zaśnieżona szkoła dla chłopców z internatem. Okres świąteczny. Większość chłopaków wyjeżdża do swoich domów rodzinnych, z uczniami ma pozostać nielubiany nauczyciel historii i kucharka. Nikt nie gotował się na ten los, wszyscy próbują jednak jakoś wytrzymać nieprzyjemny czas w szkole. Poprzez zbieg zdarzeń, ostatecznie w placówce pozostaje jedynie jeden uczeń, który pierwotnie miał spędzić święta z rodziną. Trójka bohaterów musi spędzić ten czas razem. 

Przyznam się, że mimo braku śniegu za oknem, mimo tego że o świętach już dawno zapomniałam, a choinek już nikt nie trzyma w mieszkaniach, dzięki temu filmowi na chwilę znów poczułam magię świąt. W nieoczywisty sposób biję od niego ciepło i to, że święta to idealny czas w roku, by coś w sobie zmienić lub po prostu odrobinę się otworzyć. 

Film do komedia z dozą dramatu. Każdy z bohaterów powoli odkrywa karty, co też wydarzyło się w ich przeszłości, ile ukrywają przed światem. Część faktów, dość szybko jest nam ukazywana, w szkole kucharka jest znana z tego, że straciła syna w Wietnamie, nauczyciel z tego, że gnębi uczniów swoją stanowczością i zasadami, które przez uczniów i nawet dyrektora są uznawane za przestarzałe, zaś uczeń mimo doskonałych wyników, ma renomę buntownika, bo wyleciał z kilku szkół. Wszystko to jednak jedynie wierzchołek góry lodowej, wiele przed nami. 

Film jest nieśpieszny, co może być dla wielu pewną wadą. Dużo większy nacisk kładziony jest na poznanie bohaterów. Im więcej kart jest odkrywane, tym bardziej zżywamy się z postaciami, zaczynamy mocniej przejmować ich losem, a z tego wynika, że film zaczyna emocjonalnie na nas oddziaływać. Akcja rozgrywa się w latach siedemdziesiątych, stąd brak telefonów komórkowych ułatwiających kontakt, a telewizja to po prostu gruba skrzynka. Poza klimatem świąt, czuć więc także klimat retro, jakieś nostalgii, którą czułam, mimo że te lata to czas, kiedy rodzili się moi rodzice. 

Żałuję, że film nie miał premiery w grudniu, kiedy śnieg wszędzie nas otaczał, ale mimo to jestem szczęśliwa, że go widziałam. Klimat świąt jest doskonale ukazany, jednak sama historia jest po prostu ciekawa, a bohaterowie i ich gra sprawia, że przyjemnie się na to wszystko patrzy. Wejście w film poprzez oldschoolowe kadry już pozytywnie nastrajało na seans, a sporo humoru od pierwszych minut niwelowało powolne rozwijanie się akcji. Polecam, wciąż grają w kinach, więc jeśli nie widzieliście, śmiało wybierzcie się! 

Komentarze

Wejścia

Popularne posty z tego bloga

Cesarz cierni

Drama Time: We Best Love No. 1 For You (recenzja)

Drama time: Penthouse sezon I (recenzja)