Czy film "Głodni" pozostawia z uczuciem spełnienia? 2/52


W zeszłym roku miałam ogromny problem z wykonaniem swoich planów filmowych, w tym roku zaś wszystko rozpoczęło się niezwykle dobrze, bo mam już na swoim koncie obejrzane 3 filmy. Czas na opisanie kolejnego, na który czaiłam się od zeszłego roku. „Głodni” to produkcja tajska, w której gotowanie przykrywa temat podziałów społecznych. Po obejrzeniu na pewno nie pozostaniecie jednak głodni.


Młoda dziewczyna zajmuje się gotowaniem w rodzinnej knajpie, podczas jednego z pełnego gości popołudnia wizytówkę wręcza jej młody kucharza i zachęca, by dołączyła do knajpy znanego kucharza. Dziewczyna waha się, ale przyjmuje propozycję i udaje się do knajpy, gdzie tworząc proste danie ma przekonać szefa kuchni, że to ona powinna otrzymać propozycję.


Film o jedzeniu. Ale nie o jedzeniu jako pokarmie, ale o jedzeniu w kontekście statusu społecznego. Nie od dziś wiadomo, że pewne elementy naszej diety są uznawane za bardziej prestiżowe od innych. Kawior, owoce morza, egzotyczne owoce są utożsamiane z czymś droższym, bardziej pożądanym. W tym filmie jedzenie to broń, a także plakietka, kim jesteś, ile osiągnąłeś jako człowiek, jaki jest twój status i na ile możesz sobie pozwolić. 


Szaf Paul gotuje tylko dla bogaczy, gwiazd, celebrytów, jest znaną osobowością, można by uznać, że ma wszystko to, czego brakuje Aoy, dziewczynie, która właściwie gotuje uliczne jedzenie, smaczne, które jest na każdą kieszeń. Dziewczyna jest ambitna i powoli zaczyna piąć się ku wyższemu statusowi. 


Zauważyłam, że filmów, w którym tematem jest jedzenie, czy to tłem wydarzeniem, czy głównym wątkiem, jest coraz więcej. Jeść musi każdy, więc to dobry nośnik treści, ukazywania różnic. Właśnie różnice są w tym filmie kluczowe. Nie ukrywam, że po samej historii liczyłam na trochę więcej. Temat ugryziono i pokazano z innej perspektywy niż sądziłam.  Były momenty, w których fabułą pokierowałabym odrobinę inaczej, by jeszcze bardziej podziałać na emocjach. Nie ukrywam, że liczyłam na trochę mroczniejszą historię. Nie była to bajkowa opowieść, spokojnie mogłabym sobie coś takiego wyobrazić w naszym życiu, pewnie nawet takie rzeczy się dzieją, jednak myślę, że zagrano odrobinę bezpieczniej niż można było. 


Twórców muszę pochwalić za kreatywność w tworzeniu spektakli powiązanych z jedzeniem. Czuć było kunszt i prawdziwą fascynację tematem. Nie ukrywam, że gdyby nie jedna z pierwszych scen, która miała miejsce w kuchni, a potem w trakcie kolacji, myślę, że nie byłabym aż tak zachęcona do oglądania. Późniejsze kreacje, szczególnie na przyjęciu o celebrytki, czy generała, wzbudziły jeszcze więcej emocji. Praca kamery potęgowała jeszcze bardziej efekt intymności i sprawiała, że jedzenie stawało się czymś nieprzyjemnym, odpychającym. 


Mimo że akcja ma miejsce w Tajlandii, czuję, że problem poruszany w filmie jest uniwersalny i łatwo, naprawdę łatwo przełożyć go na realia także w Polsce. Film na pewno nie genialny, ale dla niektórych scen warto mieć go na uwadze i się z nim zapoznać. 

Komentarze

Wejścia

Popularne posty z tego bloga

Cesarz cierni

Drama Time: We Best Love No. 1 For You (recenzja)

Drama time: Penthouse sezon I (recenzja)