Przedpremierowo: Amber


Premiera: 3 lutego



Oczekiwania

Mail, który otrzymałam od pana Adama kilka tygodni temu wywołał wielki uśmiech na mojej twarzy. Dostałam w nim informacje o wydaniu kolejnej książki Gail McHugh, autorki książek Collide i Pulse, które niezwykle mi się spodobały. Po przeczytaniu tych dwóch powieści miałam spore oczekiwanie, co do nowej historii, którą zaserwowało wydawnictwo, obawiałam się, jednak byłam nastawiona do "Amber" niezwykle pozytywnie.

Niestety już od pierwszych stron coś mi nie pasowało. Czułam jakby te dwie serie napisały zupełnie inne autorki i wprost nie mogłam uwierzyć, w to co czytam. Po pierwsze - spotkanie głównych bohaterów, było tak naciągane, że aż robiło mi się słabo. Nie mogłam wprost pojąc, jak główna bohaterka, Amber dla jasności, która mówiła o sobie od razu jako o silnej, niezależnej, a nawet doświadczonej seksualnie kobiecie, nagle zaczęła rozpływać się na widok facetów. Ona wręcz nie mogła wypowiedzieć rozsądnej myśli...


Niewiarygodne wydało mi się również to, że jednego dnia trafiła na dwa największe ciacha na uniwersytecie. Oni zaś od razu, obaj, byli nią zaintrygowani. Na dokładkę dodam, że byli przyjaciółmi, znali się od dawna, razem pracowali, razem grali w drużynie... W skrócie doskonale się znali, aż tu nagle pojawia się dziewczyna, która obu mąci w głowach.

Źródło
Pewnie szybko bym to przełknęła, gdyby później historia nabierała tempa i była mniej schematyczna. Im dalej jednak tym wcale nie było lepiej. Bolało mnie to, że autorka nie była konsekwentna w kreacji bohaterów. O głównej bohaterce i jej wyobrażeniach o sobie już pisałam. Dwaj panowie również byli kreowani na podrywaczy, wielkich drani, dupków bez serca, a tak naprawdę autorka wlała w ich usta w ich zachowanie, kiedy przebywali z bohaterką tyle słodyczy, że aż robiło mi się niedobrze. Co ciekawe w innym środowisku znów zmieniali stronę mocy.

Autorka poświęciła jedynie uwagę na trzy postaci główne, reszta świata się nie liczyła, była jedynie wspomniana lub opisana zdawkowo. Była jakaś zbzikowana eks, do tego czirliderka(czyli zło wcielone), ją jedynie pamiętam, bo przy jednej łóżkowej scenie było o niej dość sporo mówione... Wrócę jeszcze do tego.

Język powieści był potoczny, bardzo potoczny, pojawiały się wulgaryzmy, co pasowało mi do jednej z osobowości bohaterów, jednocześnie łączył się on z patetycznymi wyznaniami o miłości, odrzuceniu i bólu. Cięty język głównej bohaterki, o którym wielokrotnie wspominała we własnych myślach, to tylko podpucha, a jej obraźliwe komentarze były niczym wyjęte z filmów o amerykańskich nastolatkach.

"Przeszłość buduje nas jako ludzi. Blizny, które pozostawia, kształtują nas, a to, 
jak sobie radzimy z jej konsekwencjami, rzeźbi naszą duszę."

Narracja "Amber" była rozdzielona pomiędzy trójkę głównych bohaterów, co było bardzo dobrym rozwiązaniem. Mimo że ich nie polubiłam, to chociaż mogłam lepiej ich poznać i być pewną swojej decyzji. W swoich myślach bohaterowie całkowicie inaczej ukazywali swoją postać, to również przez to ich obraz był dla mnie zaburzony.

Nie spodobało mi również to, że zamknięta w sobie główna bohaterka, bojąca się odrzucenia dziewczyna, kreująca się na silną, niezależną bohaterkę, od razu wyznaje nowo poznanemu facetowi o jej problemach z przeszłości. Nie mamy żadnych trudności z dowiedzeniem się, co dręczy bohaterkę(choć tak naprawdę nie dręczy) i z czym musi się zmagać. Równie łatwo obaj panowie wyjawiają jej swoje sekrety i bolączki...

Nie sądźcie jednak, że widzę tylko negatywne strony, były też pozytywy. Zaintrygowała mnie część poza prawem, w której mężczyźni pracowali, a właściwie powinnam ująć to inaczej, ale wolę nic nie zdradzać.. Był to bowiem jeden z niewielu akcentów, które autorka długo ukrywała, które mnie ciekawiły, a także wnosiło akcję i wigor do całej historii.

Poza wyżej wymienionym tematem w książce nie działo się wiele. Autorka postawiła na romans, trójkąt miłosny i w całej okazałości pokazała, jakie takie rozwiązanie niesie konsekwencje i z czym się wiąże. I właśnie zaczyna się najbardziej irracjonalna część powieści. Sceny erotyczne w powieści były bogate, pojawiało się ich wiele, niektóre zaś były rozpisane na kilkadziesiąt stron(jedna na 60 - liczyłam! PS. Stawiam, że stąd objętość powieści). Po kilku erotykach, które czytałam, sądziłam, że już nic mnie nie zadziwi, ale tu jednak było inaczej.

"Obaj stali się dla mnie kokainą, uskrzydlającym, a jednocześnie osłabiającym zawrotem głowy."

Przejdę teraz do zapowiadanej już wcześniej, absurdalnej wręcz części powieści. Najdłuższa w książce scena łóżkowa opowiadała o trójkącie, w którym główna bohaterka przeżywa wielokrotny orgazm, dzięki swojemu facetowi i jego przyjacielowi. Dobra, to jest dziwne, ale jeszcze nie absurdalne, powiecie. Zdziwi Was jednak, że to jej chłopak zaproponował takie rozwiązanie, do tego już to wcześniej robił i jak opisywał, wypaliło. Najpierw dziewczyna była niechętna, gdyż kochała obu i żadnego nie chciała skrzywdzić, ale potem odezwała się jej dusza żądna wrażeń i chciała ciągnąć ten układ, spodobało jej się, ale no cóż, teraz on zmienił zdanie...

Nie mogę przestać wywracać oczami, gdy piszę te słowa, ale to naprawdę miało miejsce w tej powieści. Przykro mi to pisać, ale tym razem Gail McHugh mnie zawiodła, mocno mnie zawiodła. Historia zawarta w Collide była całkowicie inna, miała w sobie masę ciepła i miłości, które wypływało od Gavina, tu niczego takiego nie odnalazłam.

Po Amber oczekiwałam wiele i to mnie zgubiło, może gdybym traktowała nową serię autorki jako czystą kartkę wypadłaby lepiej, jednak nie zrobiłam tego i już tego nie zmienię. Cykl Torn Hearts może zaciekawić, na pewno miłośniczki romansów z dużą dozą erotyki będą usatysfakcjonowane, ja jednak byłam przytłoczona ilością scen erotycznych i ich formą. To było chyba dla mnie za wiele.
Ocena: słaba [2/6]


Za lekturę dziękuję wydawnictwu Akurat i agencji Business and Culture!


Autor: Gail McHugh
Tom: I
Wydawnictwo: Akurat
Stron: 592
Cena: 39,90 zł
Data przeczytania:  2015-12-17
Skąd: własna biblioteczka

Komentarze

  1. Ja nie będę przytaczać swoich argumentów, bo o gustach się nie dyskutuje :) Ale bardzo ubolewam nad tym, że książka tak mocno Cię rozczarowała. No cóż, nie każdemu musi odpowiadać to samo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może to po prostu nie jest pozycja dla mnie. ;) Cieszę się, że Tobie się spodobała. :)

      Pozdrawiam.

      Usuń
    2. Mi również książka przypadła do gustu. Lubię takie klimaty.

      Usuń
  2. Mnie ta książka niestety nie interesuje, ale Paulina bierze udział w Book Tour. Jestem ciekawa jej zdania. Niemniej, scena erotyczna na 60 str. to spora przesada.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że przypadnie jej do gustu bardziej niż mi. Ta scena to była gruba przesada... ;)

      Pozdrawiam.

      Usuń
  3. Ech, nienawidzę tego, że autorzy (a w sumie częściej autorki) rozpisują się o tym, że bohaterka jest silna i niezależna, a później przeczą temu jej zachowaniem. Taka niekonsekwencja od razu skreśla szansę na jej polubienie.
    Cóż, raczej się nie skuszę na tę książkę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi się to nie spodobało, niestety.

      Pozdrawiam.

      Usuń
  4. Dobrze zrozumiałam, że scena erotyczna rozpisana na 60 stron? To jakiś koszmar :P Ostatecznie przekonałam się, że nie jest to książka dla mnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety dobrze zrozumiałaś, a ja musiałam to czytać. :P

      Pozdrawiam.

      Usuń
  5. Obawiałam się, że jednak książka nie do końca przypadłaby mi do gustu ;) I jak widać jednak trochę racji miałam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pewno nie wszystkim ona przypasuje. :)

      Pozdrawiam.

      Usuń
  6. Proponowano mi przedpremierowe zrecenzowanie tej pozycji, ale odmówiłam po mocnym rozczarowaniu poprzednimi powieściami autorki - i jak widać miałam trochę racji. Wszędzie pojawiają się zachwyty na jej temat, a Twoja recenzja jest chyba pierwszą bardziej negatywną jaką czytam. Cóż, "Amber" to raczej nie moje klimaty, styl autorki można ocenić jako poniżej przeciętny... Nie ma sensu bym czytała ją tylko po to, by potem pisać krytyczną recenzję. Odpuszczam.
    Pozdrawiam i życzę miłej niedzieli ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie natomiast poprzednie powieści się nie spodobały, tym większe było moje rozczarowanie. Przykro mi było ją wstawiać, ale musiałam postąpić zgodnie ze swoim sumieniem.

      Pozdrawiam.

      Usuń
  7. Hm. Choć książkę odrebrałam o wiele lepiej od ciebie, to nie mogę się do paru rzeczy nie zgodzić. Mnie również początek się nie podobał. Pierwsze spotkania były absolutnie okropne, wszystko rozgrywało się za szybko i bolało mnie serce, jak musiałam o tym wszystkim czytać. Później jednak naprawdę się wkręciłam i po prostu poczułam, jak z każdego zdania buchają emocje. A tego nie odczuwałam nawet w poprzednich jej powieściach. I to o czym ty piszesz - patetyczne wyznania, wiem, że tu były, ale i tak w moim mniemaniu, w porównaniu ich do tego co się działo w "Pulse" nastąpiła ogromna poprawa w stylu pisaniu autorki. "Pulse" było dla mnie jednym wielkim kiczem pod względem tych cudnych, nierealnych, przesadzonych tyrad, natomiast tu wszystko się jakoś tak ładnie komponowało. :)
    Nie zgodzę się tez, że nic nie dręczyło bohaterki. Owszem, przedstawienie jej przeszłości nie było tak epickie jak w przypadku tego jak to robi CoHo w swoich powieśiach, ale Amber też miała swoje momenty. Choć mam pewne osobiste przemyślenia odnośnie tego jak pisze Gail o... pewnym załamaniu. Powiedzmy, że ze swoim doświadczeniem, wiem jak NAPRAWDĘ wygląda złamanie i McHugh nawet nie zbliżyła się w połowie do tego jak rzeczywiście czuje się osoba, która jest złamana. Ale to szczegół. Niewielu autorów to potrafi.
    Cóż, cieszę się, że tym razem odebrałam książkę lepiej od ciebie, bo jestem strasznie zafascynowana kontynuacją i jest szansa, że wybaczę autorce słabe "Pulse". :D
    Natomiast tobie życzę... mniej rozczarowań. :(
    Pozdrawiam,
    Sherry

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Drogi czytelniku,
cieszę się, że pojawiłeś się na moim blogu. To już jest dla mnie wiele, ale jeśli masz ochotę pozostaw po sobie jeszcze komentarz. Każdy z nich sprawia mi ogromną przyjemność, bo wiem wtedy, że moje pisemne starania nie poszły na marne. Miłego czytania i komentowania.

Pozdrawiam,
Patrycja.

Wejścia

Popularne posty z tego bloga

Cesarz cierni

Drama Time: We Best Love No. 1 For You (recenzja)

Drama time: Penthouse sezon I (recenzja)