Żelazny cierń

Uwaga na kolce...

Jest gdzieś daleko miejsce, gdzie królują maszyny, gdzie wszystko jest realne, twarde, rzeczywiste, tam nie ma marzeń. To królestwo pary, to królestwo żelaza, to królestwo pracy i ładu. Ale nawet w  idealnym, uporządkowanym miejscu trafiają się pewne rysy, pewne zadrapania. Skazy w systemie. A jedną z takich skaz jest rodzina Aoife.

Całą rodzina Aoife zarażona jest Nekrowirusem, wirusem, który powoduję szaleństwo. Matka zamieszkuję coraz to nowe ośrodki dla umysłowo chorych, a brat Conrad przez chorobę trzymał jej nóż przy gardle. Dziewczyna wie, że i ją czeka to, co resztę, nie tylko ona to wie, huczy też cała szkoła. Zawsze była blisko z bratem, ale gdy on uciekł, został jej tylko Cal, chudy, ekscentryczny chłopak, który doskonale ją rozumie. Prosi go więc o przysługę. Razem muszą odszukać Conrada, który zostawił tylko jedną, krótka wiadomość. Jednak Aoife wie, co musi zrobić. Porzuca swoje dotychczasowe życie i wyrusza do miejsc, w których nigdy nie powinna się znaleźć...

Historię Aoife poznałam dzięki powieści Caitlin Kittredge „Żelazny cierń”. Jest to pierwsza część serii, w której króluje stal, maszyny i technologia z przed lat. W Polsce nie zostały wydane kolejne części cyklu, więc moja przygoda z twórczością autorki będzie musiała zakończyć się na pierwszym tomie. Ale jak przedstawiają się moje wrażenia po lekturze? O tym zaraz Wam napiszę.

„- Magia nie istnieje, Aoife. To tylko placebo głupich.”

„Żelazny cierń” był książką, po której nie wiedziałam, czego się spodziewać, niby opis sporo mówił, niby czytałam jej recenzje, ale jakoś nie mogłam sobie wyrobić opinii. Zaraz po jej kupieniu zafascynował mnie początek, dziewczyna, która przemierza zakłady dla obłąkanych... Temat ciekawy, prawda? Ale poprzestałam wtedy na jednej stronie. Stała na półce ze dwa lata, a teraz przypomniałam sobie o niej, gdyż zachęciło mnie do tego wyzwanie. Ale odbiegam od tematu. Przed przeczytaniem nie miałam ogromnych oczekiwań, więc do lektury podeszłam spokojnie. Książka wywołała u mnie pozytywne uczucia. Historia może nie rozwinęła się tak interesująco, jak mówiła pierwsza kartka, ale i tak nie nudziłam się. Czytałam bez dłuższych przerw i raczej chciałam dowiedzieć się, co wydarzy się dalej. Nie będę jednak ukrywać, że zdarzały się gorsze momenty, a była nim dla mnie chyba środkowa faza, ani jeszcze historia się w pełni nie rozwinęła, ani początkowe zdarzenia nie przyspieszyły. Mimo tej chwilowej niewładności, dalej szło gładko.

Może czas na krótki opis charakteru głównej bohaterki i reszty postaci. Aoife jest silną i zdecydowaną osobą, naprawdę ją polubiłam, bo nie bała się ryzykować, ale jednocześnie nie robiła rzeczy, które były irracjonalne i po prostu głupie. Czasem przeszkadzał mi jedynie jej wiek, 15 lat to dla naprawdę mało, ale ksiązki rządzą się innymi prawami. Co mogę powiedzieć o innych bohaterach? W sumie nie ma ich wielu, a przynajmniej tych, którzy odgrywają jakoś większą rolę. Początkowo lekko irytował mnie przyjaciel Aoife, ale później, gdy poznałam go lepiej rósł w moich oczach, a do tego ten nagły zwrot w jego charakterze, byłam naprawdę zaskoczona. W akcji wybija się również Dean, który był ich przewodnikiem podczas poszukiwań Conrada. Nie będę ukrywać, ze lubię takie postaci, tajemnicze, jakby oddalone, ale z drugiej strony widać, że im zależy. Do tego duet tych dwóch panów zawsze dodawał koloru wydarzeniom, poprzez ciekawe rozgrywki słowne i dogryzanie sobie nawzajem. Wnosiło to trochę humoru do całej powieści.

Krótko chciałabym też opisać relacje uczuciowe pomiędzy bohaterami wyżej wymienionymi. Niestety jest to bardzo, ale to bardzo przewidywalne. Dziewczyna nielubiana w szkole, ma jedynie jednego przyjaciela, który skrycie siew  niej podkochuje, ale ona tego nie zauważa. Podczas niebezpiecznych wędrówek i przygód na ich drodze pojawia się tajemniczy nieznajomy, który powoli, acz dokładnie porywa serce głównej bohaterki. Schematycznie? Niestety tak, bardzo często można podobny pomysł znaleźć w innych książkach, cieszę się, że cały pomysł na historię wypadł zdecydowanie ciekawiej.

„Ci, którzy nie znają historii, skazani są na jej powtarzanie”

Trochę późno, ale lepiej niż wcale poruszę sprawę świata, w jakim rozgrywa się akcja. Właściwie w powieści występują dwa wymiary, jeden, w którym żyje bohaterka, drugi zaś, który ukazuję nam się w dalszej części lektury. Świat realny poznajemy dość dobrze, jest to miejsce, gdzie ludzie żyją wedle ściśle określonych reguł, nie liczy się fantazja, ani wyobraźnia. Za wszelkie przejawy szaleństwa, wykraczania poza ramy ludzie są karani, dość agresywnymi metodami, do czego wykorzystuje się maszyny parowe. W całej krainie największe miejsce odgrywają właśnie maszyny, żelazo. To świat, w którym rządzi racjonalny umysł i nie mam tu na myśli jedynie przenośni, ale również władzę. Ludziom wmawiana jest ich racja, jednak dopiero w późniejszych etapach można naprawdę przekonać się, co ukrywa.

Zaczęłam o jednym świcie, czas więc poruszyć kwestie drugiego wymiaru. Jest on zdecydowanie bardziej fantazyjny, ale nie bajkowy. Istoty, które w nim spotykamy są mroczne, zawistne, okrutne. Miejsce nie zachęca do podróży, wzbudza fascynację, ma w sobie wiele tajemnicy, przez co jest ciekawy. Poznajemy jedynie jego obrzeża, nie znamy go nawet w małej części, dlatego tak ciekawi.

Na koniec chciałabym napisać kilka słów o okładce. Od początku mnie ona zafascynowała, tajemniczy plener, dziewczyna z tajemnicą, a do tego ładnie wkomponowane napisy. Wszystko to tworzy spójną całość. Do tego obraz zapada w pamięć.

Podsumowując moje wrażenia, jestem naprawdę mile zaskoczona, nie liczyłam po powieści na wiele, ale czytało się ją naprawdę przyjemnie. Historia mnie wciągnęła, cała opowieść była dość nietuzinkowa, może poza wątkiem romantycznym, ale jestem to w stanie wybaczyć.

Ocena: bardzo dobra [5/6]

Autor: Caitlin Kittredge
Tom: I
Wydawnictwo: Jaguar
Ilość stron: 456
Cena: 37,90zł
Data przeczytania: 2014-03-08
Skąd: własna biblioteczka

Żelazny kodeks:
Żelazny cierń  --  The nightmare garden  --  The mirrored shard

Wyzwania, w których bierze udział ta książka:

Komentarze

  1. Ej, to brzmi pieruńsko dobrze. Tym lepiej, że coś tak - jak widać - dobrego ma kilka części. Nie dość, że znalazłem kolejną książkę, którą bardzo chcę, to do tego będzie trochę czytania. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Lubię fantastyczne książki, a fabuła też brzmi jakoś tak nowatorsko, przynajmniej dla mnie;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytałam już dawno, ale trochę za słaba akcja moim zdaniem.

    OdpowiedzUsuń
  4. Okładka jest przestraszna, ale całkiem ciekawa lektura. Interesująca treść.

    OdpowiedzUsuń
  5. Okładka też mnie zafascynowała + Twoja zachęcająca opinia= książkę trzeba przeczytać.
    http://wonderlandof-books.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Fajna okładka, opis też...chyba się skusze :))

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie wiem, wątpie, bym skusiła się na tę książkę.

    OdpowiedzUsuń
  8. Naprawdę taka dobra? A ja od niej uciekałam. Widać niepotrzebnie :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Brzmi całkiem ciekawie :) I ładna okładka!

    OdpowiedzUsuń
  10. Wydaje mi się, że "Żelazny cierń" mógłby przypaść mojej wybrednej czasami osobie do gustu, ale przed sięgnięciem po niego powstrzymuje mnie fakt, że kolejne tomy trylogii nie ukażą się w Polsce... :) Sama nie wiem co z książką pani Kittredge zrobić. Czytać, albo nie czytać- oto jest pytanie. :D

    OdpowiedzUsuń
  11. I znowu podoba mi się okładka *.* Chętnie przeczytałabym tę książkę, zakładam że przypadłaby mi do gustu. :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Drogi czytelniku,
cieszę się, że pojawiłeś się na moim blogu. To już jest dla mnie wiele, ale jeśli masz ochotę pozostaw po sobie jeszcze komentarz. Każdy z nich sprawia mi ogromną przyjemność, bo wiem wtedy, że moje pisemne starania nie poszły na marne. Miłego czytania i komentowania.

Pozdrawiam,
Patrycja.

Wejścia

Popularne posty z tego bloga

Cesarz cierni

Drama Time: We Best Love No. 1 For You (recenzja)

Drama time: Penthouse sezon I (recenzja)