Kroniki Gracza

„Samotna gwiazda świeci jasno, ukazując pełnię swojego blasku. Gwiazda święcącą wśród innych gwiazd blednie i swój blask traci. Albowiem piękno jest przywilejem samotności.”

Dziś jest niezwykłym dniem, myślę, że niewielu z Was przeżyło podobny. A dlaczego? Tego dnia przeczytałam książkę mojego o rok starszego znajomego, Maćka Jemioła. Czuję się trochę niezwykle, bo do tej pory pisarze książek, które czytałam byli nieosiągalni, nie znałam ich i nie mogłam porównywać ich postaci do najbliższego mi otoczenia, tu jest inaczej. Może nie jestem jakąś bliską przyjaciółką młodego artysty, ale znam go i wiem jak się zachowuję, jaki ma charakter. Dlatego czytanie „Dzienników gracza” było dla mnie jeszcze większą podróżą niż zazwyczaj. Poznajcie treść tego fantasy.

„wszystko to jeden teatr,  którego los jest reżyserem,a los lubi zmieniać role.”

Nastolatek Artur mieszka w jednym pokoju razem z bratem Piotrkiem. Żyją w normalnej rodzinie, co niedziela spotykają się wspólnie, by spędzić razem czas. Jednak jedna kwestia całkowicie zmienia pogląd, że to pospolita, podobna do wielu familia. 
Po niedzielnym obiedzie, Artur razem z babcią udaję się do kuchni, tak jak podejrzewał idzie za nimi jego brat. Chłopak postanowił pokazać Piotrkowi niezwykły element ich domu, drzwi oznaczone tajemniczym symbolem, które są wrotami do innego świata. 
Piotr i Artur przenoszą się do Pirtilirli, tam zmieniają się całkowicie. Doświadczony elf Enthebil Filion staje się mistrzem nowego gracza Pitera Novelinga. Dotychczasowo spokojne krainy zaczynają się zmieniać, Zło zaczyna budzić się do życia. 
Czy chłopak okaże się Wybrańcem z dawnej przepowiedni? Jak potoczy się ta przygoda? Czy zło zostanie pokonane? Przeczytajcie sami.

Trochę trudno mi było opisać początek tej książki, zdarza mi się czasami, że nie mogę się wciągnąć w jakoś powieść i tak niestety było również w tym przypadku. Podobnie jednak miałam z „Hobbitem”, więc się nie przejmowałam i powoli czytałam dalej. Nie pomyliłam się, nie wiem dokładnie gdzie, ale nastąpił moment przełomowy i polubiłam tę historię. Zaczęłam łapać się na tym, że czytam więcej, by dowiedzieć się, co będzie dalej, a nie jak dotychczas tylko po to by przekonać się, jak poszło Maćkowi. Myślę, że pisarz ma już na koncie udany debiut. Moim zdaniem wymogom gatunku sprostał bardzo dobrze, stworzył nowy, fantastyczny świat, wykreował nieprzeciętnych bohaterów, dodał szczyptę magii, mogłabym tak długo wymieniać, jednak poniżej lepiej opiszę Wam niektóre z tych składników. 

„Żeby wygrać, trzeba grać.”

Zacznę od świata gry, czyli Pirtilirli, które zostało stworzone przez Boga Gry. Ma on władzę nad grą, tworzy zasady, którymi muszą kierować się inni gracze. Zawodnicy rozpoczynając grę mają możliwość wyboru jednej z trzech nacji. Mogą stać się elfem, człowiekiem lub krasnoludem. Później mają możliwość rozwoju tej osoby, zdobywania doświadczenia i dowolnego innego nią rozporządzania. Większość grających dąży zyskania „certyfikatu” drugiego boga. O status ten obiegać się mogą jedynie ci, którzy zyskali miliard punktów. Dla mnie pomysł ten jest bardzo oryginalny, w żadnej przeczytanych przeze mnie pozycji jeszcze się z podobnych nie spotkałam. 

Budowa świata również nie jest żadną kopią. Ziemie zostały podzielone na części, które obrazuję mapka z tyłu książki (niestety bez żadnych podpisów i dość mała). Najciekawsze dla mnie było to, że tereny są tak zróżnicowane. Oczywiście spotkać tam można wiele lasów, ale znajdziemy też pustynie graniczącą z krajem pokrytym lodem. Gdy sobie to wyobraziłam nie mogłam do końca w to uwierzyć, jednak Maciek ciekawie zobrazował to opisem. Do tego liczne miasta, miejscowości, góry, a nawet podziemne korytarze. Artysta pokusił się też o stworzenie historii tego miejsca, dodając dawną cywilizacje, teraz już wymarłą, przynajmniej po części. Wszystkie te zabiegi tworzyły niezwykły obrazek. 

„Magią nie da się zrobić wszystkiego, a eliksirami owszem, 
tyle, że nie każdy zna przepisy i ma składniki!”

W książce występują też niezwykłe stworzenia, jak w większości fantasy w Pirtilirli żyją niebezpieczne stworzenia, jak smoki, wampiry, trolle i inne znane bestie. Gracze dzięki wygranych walkom z tymi stworzeniami zyskują PD. Bohaterowie używają magii, by wydawać niekiedy proste, niekiedy trudniejsze polecenia, a jej językiem jest angielski. Jednak ciekawostką jest, że język niemiecki jest językiem czarnej magii. (A myślałam, że tylko ja nie cierpiałam niemieckiego w szkole...) Do tego w książce pojawiają się też języki elfów, krasnoludów i język staro-ludzki. Jest tego sporo, większość, a właściwie wszystko, poza prostymi polecaniem po angielsku i zaklęciami po niemiecku było tłumaczone. 

„Uczeń nigdy nie pokona mistrza!”

Czas na bohaterów. W książce najlepiej poznajemy dwóch panów. Jednym z nich jest Piter Noveling, który dopiero rozpoczyna grę, tak jak my, czytelnicy, nie wie nic o tym świcie i wszystkiego musi się uczyć. Początkowo nie mogłam się przyzwyczaić, że dwudziestokilkuletni facet zostaje uczniem i zachowuję się tak dziecinnie, jednak zaraz uświadomiłam sobie, że on nie będzie się zachowywał inaczej niż on w prawdziwym życiu, a tam przecież jest nastolatkiem. W późniejszych etapach książki coraz bardziej zyskiwał moją sympatię, podczas zakończenia nawet mi zaimponował. 
Drugim ważnym bohaterem jest Enthebil Filion, w jego postawie natomiast dziwiło mnie, że zachowuję się tak dorośle. Cały czas zdawało mi się, że czytam o kilkudziesięcioletnim panu, to jednak tłumaczyłam sobie jego stażem w grze i połączeniem jego osoby z kilkusetletnim elfem. Niekiedy przypominał mi innych nauczycieli z książek dla młodzieży, jednak cały czas zachowywał swoja odmienność. Polubiłam go, jednak nie darzyłam wielką sympatią. Ciekawa postać, jednak zabrakło jej tego czegoś by zabłysnąć. 
Bohaterowie drugoplanowi byli dobrze wykreowani, niektórzy wybijali się ponad resztę, jednak kilku chowało się w tłumie. Moim zdaniem najciekawsi byli Nortelvel (naprawdę uwielbiam tego krasnoluda), Bob( o którym wspomnę również potem), królowa Elaina oraz babcia EnthebilA - Janina(najlepiej wykreowane postaci damskie) i oczywiście źli, niebezpieczni bohaterowie, jednak nie wymienię ich by nic nie zdradzać. 

„Jedna miłość więcej jest warta, niż śmierć całej cywilizacji.”

W powieści występuję też delikatny choć długo letni wątek miłosny, właśnie z Enthebilem. Niekiedy jednak zdawał mi się taki nienaturalny, nie czułam prawie żadnych emocji, gdy go czytałam. Czasem zdarzyło mi się uśmiechnąć, w niektórych momentach pomyśleć, po co tak to odkładacie. Może ciekawiej byłoby gdybym znała ich historię od początku, jednak ja musiałam jedynie czekać na relacje samego zakochanego. Niecodzienny związek, jednak na pewno nie taki, który zapamiętam na długo.

„Być albo nie być, ale trzeba przeżyć. 
[stare krasnoludzie przysłowie]

Warto jeszcze wspomnieć o zakończeniu. Moim zdaniem było ono dobrze przemyślane, opracowane, gdyż cała akcja dążyła właśnie do tego kulminacyjnego momentu. Żałuję tylko, ze bitwy nie były dokładniej opisywane, trochę brakowało mi ich opisów, bo samo napisanie, że były niebezpieczne i ciężkie niewiele mi mówi. Jednocześnie właśnie w nich pojawiał się niekiedy mój uśmiech. Dlaczego? Ponieważ bohaterowie licytowali się, ile zabili przeciwników. Skojarzyło mi się to z filmową wersją „Władcy Pierścieni”(niestety książki jeszcze nie czytałam, muszę to zmienić). Najbardziej w momentach walk zdumiewał mnie staruszek Bob, niby taki słaby, ale walczyć to on potrafił. 

Teraz czas na kilka spraw bardziej przyziemnych, a mianowicie narracja i wydanie powieści. Sam tytuł „Dzienniki gracza” nasuwa stwierdzenie, że będzie prowadzona narracja pierwszoosobowa i tak jest. Książka została utrzymana w tym klimacie, nie tylko przez sposób przedstawiania informacji, ale również zabiegi wydawców. Książka podzielona jest na rozdziały, ale również na karty z dziennika, opisują najczęściej wydarzenia z jednego dnia. W tym samym miejscu mamy zaznaczone również miejsca akcji. W tym miejscu chciałabym zauważyć, że akcja książki rozgrywa się niekiedy w naszym świecie, niekiedy w świecie gry. Jeszcze raz powrócę do narracji. Początkowo nie mogłam się do niej przystosować, niekiedy trochę mnie dziwiła, gdyż autor dzienników ma w nich wszelką wiedzę i zna myśli nawet postaci znajdujących się obok. Później jednak przyzwyczaiłam się do tego i czytanie szło mi gładko. Co do okładki nie będę się zbytnio rozpisywać. Moim zdaniem jest po prostu ładna i pasuje do książki, więcej chyba nie będę pisała. 

„Po każdej burzy wstaje nowy dzień.”

Podsumowując, książkę czytało mi się przyjemnie, początkowo dość wolno, jednak później wciągnęłam się w akcje. Cenię ciekawy pomysł i wykonanie Macieja Jemioła, moim zdaniem wykonał masę wspaniałej pracy. Ja w jego wieku na pewno nie byłabym zdolna do napisania choć po części tak dobrej książki, jestem pełna podziwu dla jego twórczości. 
Dla mnie książka była bardzo dobra.

Autor: Maciej Jemioł
Tom: -
Wydawnictwo: Warszawska Firma Wydawnicza
Ilość stron: 324
Cena: 34,00 zł
Data przeczytania: 2013-08-06
Skąd: biblioteka publiczna




Książka przeczytana do wyzwania:

Komentarze

  1. Nie ciągnie mnie niestety do zapoznania się z tą książką.. ;) Gratuluję Maciejowi jednak tego sukcesu, ja również jak ty nie dałabym rady. Co więcej zazdroszczę, musisz się czuć wspaniale czytając książkę kogoś kogo znasz. :)

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Muszę mu przekazać ;)
      Tak zdecydowanie to miłe uczucia :)

      Usuń
  2. Gratuluję Maciejowi wydania książki - pozdrów go ode mnie. ;) Jeśli kiedyś gdzieś na jego powieść natrafię to oczywiście dam jej szansę. ;)
    P.S. Nominowałam Cię do The Versatile Blogger Award. :) :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przekażę. ;)

      PS. Dziękuję serdecznie, postaram się niedługo odpowiedzieć. ;)

      Usuń
  3. Już chyba kiedyś wspominałem, że mam w planach przeczytać tę książkę :). Sam jestem ciekaw, jak Maciek sobie poradził :P.

    Pozdrawiam serdecznie :*!
    Melon

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że zachęciłam :)

      Usuń
    2. A ja cieszę się, że jestem zachęcony :P.

      Usuń
    3. Zawsze musisz mieć ostatnie słowo? :P
      Żartuję, dzięki za komentarze. ;)

      Usuń
  4. rzadko sięgam do tego typu literatury, ale u pana Jemioła niczego nie wykluczam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Rzadko sięgam po tego typu książki, ale Twoja recenzja mnie zachęciła :) Poszukam tej książki ^^ Pozdrawiam, Livresland :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ta książka nie zaciekawiła mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Fantasy to raczej nie mój konik ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Fantasy lubię a Twoja recenzja mnie zaciekawiła :)

    naczytane.blog.pl

    OdpowiedzUsuń
  9. Mój kumpel być może niedługo wyda książkę z opowiadaniami, wtedy zrozumiem jak się czujesz xD
    Nad przeczytaniem tej książki jeszcze się zastanowię, boję się, że nie znajdę w niej nic nowego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szkoda :) A Tobie gratuluję i czekam na wrażenia. :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Drogi czytelniku,
cieszę się, że pojawiłeś się na moim blogu. To już jest dla mnie wiele, ale jeśli masz ochotę pozostaw po sobie jeszcze komentarz. Każdy z nich sprawia mi ogromną przyjemność, bo wiem wtedy, że moje pisemne starania nie poszły na marne. Miłego czytania i komentowania.

Pozdrawiam,
Patrycja.

Wejścia

Popularne posty z tego bloga

Cesarz cierni

Drama Time: We Best Love No. 1 For You (recenzja)

Drama time: Penthouse sezon I (recenzja)