1001 obrzydliwych obrzydliwości - Anne Rooney

Po proste fuj!

Czasem lubię sięgać po pozycje, których normalnie można by się po mnie nie spodziewać. Ale czy każdego czasem nie fascynuje to co dziwne, a nawet obrzydliwe? Właśnie dla tych osób powstała książka 1001 obrzydliwych obrzydliwości

Anne Rooney podzieliła tych 1001 dziwności na kilka kategorii. Właśnie dlatego w książce możemy znaleźć obrzydliwe fakty o: jedzeniu, ludzkim ciele, zwierzętach, historii, nauce, czy rekordach świata. Dla każdego coś interesującego, prawda? 

Mnie najbardziej zainteresował dział związany z historią, bowiem zbrodni i obrzydliwości było wiele, a my tak naprawdę na lekcjach uczyliśmy się o tym niewiele, a także rozdział związany z rekordami. Chyba każdego interesuję, ile arbuzów można rozwalić głową w ciągu minuty, czy jaki jest największy karaluch... A nawet jeśli nie, to tutaj się dowie. 

Sądzę, że takie rzeczy najczęściej interesują dzieciaki, czasem po prostu mają fazę na wszystko, co obrzydliwe, szata graficzna mówi, że właśnie do takiego odbiorcy skierowana jest ta pozycja. Wykonanie to chyba jedyne, do czego mogłabym się przyczepić. Sądzę, że spokojnie można by odrobinę lepiej rozplanować ułożenie tekstu, czy ogólnie grafiki. Same w sobie są ciekawe, obrzydliwe, ale ładne, jednak wtórne, bo dość często na stronach się powtarzają.

Czy sięgnę po książkę jeszcze raz? Właściwie już znam odpowiedź, bo kilka nocy temu znów czytałam z niej fakty(pierwszy raz przeczytałam ją dość dawno), więc odpowiedź na pewno jest pozytywna.

Ocena: dobra[4/6]


Do posłuchania:

Komentarze

Prześlij komentarz

Drogi czytelniku,
cieszę się, że pojawiłeś się na moim blogu. To już jest dla mnie wiele, ale jeśli masz ochotę pozostaw po sobie jeszcze komentarz. Każdy z nich sprawia mi ogromną przyjemność, bo wiem wtedy, że moje pisemne starania nie poszły na marne. Miłego czytania i komentowania.

Pozdrawiam,
Patrycja.

Wejścia

Popularne posty z tego bloga

Cesarz cierni

Drama Time: We Best Love No. 1 For You (recenzja)

Drama time: Penthouse sezon I (recenzja)